Przejdź do głównej zawartości

Unikamy mąki - potrawka warzywno mięsna - prościzna

Potrawka z wieprzowiny z warzywami. 

Kolejne, proste w wykonaniu danie, które omija szerokim łukiem mąkę i wyroby mączne. Wieprzowina jest mięsem łatwym do przygotowania. Wyjątek stanowi tania wieprzowina, która po prostu śmierdzi. 
Niestety w Polsce trudno jest kupić takie mięso dobrej jakości. 

Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości, co do pochodzenia mięsa lepiej zastąpić je kawałkami indyka lub kury. Kupujemy półprodukt, czyli kawałki mięsa na tacce. Jeśli nie ma czegoś takiego w waszym sklepie to kupcie 100-200 gramów mięsa. Po prostu mięsa (drób, wieprzowina - wołowina raczej nie, choć jest najlepsza jakościowo to wymaga dłuższej obróbki cieplnej) 
Potrzebujemy też kolorowe warzywa. Wymiennie używam nazwy jarzyna - warzywo. Trochę zatarły się różnice ale kiedyś warzywo to była roślina, która miała być gotowana. Bardziej więc pasuje nazwa surówka jarzynowa niż warzywna a warzywa gotowane niż jarzyny gotowane. Ale to takie
językowe pierdu pierdu. Mają być ze trzy rodzaje jarzyn - warzyw. Niech będą kolorowe to będą ładnie wyglądać. Może została jeszcze połówka papryki z poprzedniego przepisu. Może być jeszcze pół cebuli i jakiś wypełniacz brzucha. Bardzo lubię jako taki pożywny zapełniacz ciecierzycę. Można ją kupić gotową do spożycia, czyli zawczasu ugotowaną. Jeśli nie macie pod ręką to użyjcie zielonego groszku albo kukurydzy. 

Mamy więc przykładowy zestaw produktów jadalnych: 

  • jakieś mięso pokrojone w kawałki, 
  • pół papryki czerwonej, 
  • pół cebuli, 
  • kukurydzę, zielony groszek lub ciecierzycę 
Będziemy potrzebowali jeszcze oliwę i przyprawy. 

Ta potrawa będzie w całości smażona. Jeśli chodzi o witaminy to nie jest idealne rozwiązanie. Trzeba więc zrobić jakąś delikatną surówkę. To, co usmażymy będzie lekko słone, jarzyny zaś będą nadawać potrawie trochę smaku słodkiego. Surówka powinna być więc kwaśna. Uczmy się zachowywać pewien kontrast smaków aby zatańczyły kubki smakowe a nie zostały zamulone jednym smakiem. 

Zacznijmy zatem od mięsa. 

Kroimy je na drobne kawałki. Im drobniejsze, tym sprawniej się usmażą. Mogą być paski - to będzie jak kuchnia wietnamska. Mięso solimy i zostawiamy, można trochę popieprzyć i posypać granulowanym czosnkiem. Niech działa osmoza na naszą korzyść. Połówkę papryki kroimy na kawałki i do miseczki roboczej. Cebulę przekrawamy na dwie części - to będzie łatwiej obrać jedną połówkę a druga nie będzie obsychać w lodówce i mniej będzie klepać (choć i tak trzeba szczelnie zawinąć bo zasmrodzi całą lodówkę). Połówkę obieramy i rozdrabniamy nożem, nie musi być pokrojona w kostkę. Tak przygotowaną do miseczki. Kukurydzę z puszki, groszek zielony lub ciecierzycę też w do miseczki, w takiej ilości, która zapewni nasycenie się potrawą. Tylko bez przegięcia, bo jakiś balans musi być. 

Nie samo mięso i nie same warzywa. Uczymy się filozofii środka. Zanim zaczniemy smażyć trzeba zrobić surówkę, tak aby to co mamy na patelni mogło sprawnie wylądować na talerzu i zbyt długo nie oczekiwać na konsumpcję. Jeśli została nam reszta sałaty lodowej z poprzedniego przepisu to mamy sprawę z głowy. Kroimy ją na kawałki i skrapiamy sokiem z cytryny. Jeśli mamy dostęp do jakieś bardziej zaawansowanej kulinarnie lodówki to możemy wrzucić kilka kaparów. Troszkę oliwy z oliwek (extra virgen) też nie zaszkodzi takiej sałacie. 

Smażymy. 

Patelnia rozmiar M. Oliwa z oliwek. Podgrzewanie na maksa. Nie czekamy aż tłuszcz zadymi. Ale dłonią umieszczoną kilka centymetrów nad patelnią sprawdzamy, czy czuć już ciepło. Wrzucamy mięso i od razu je mieszamy. Mięso lubi złośliwie przywierać w pierwszej fazie smażenia. Potem pokornieje. Gdy już się lekko zarumieni wrzucamy resztę warzyw. Jeśli mięso było posolone, to ten smak w nim pozostanie. Warzywa puszczą soki na patelni, zrobi się sosik. I dobrze. Dorzuciłbym coś pachnącego dla doświadczeń kulinarnych. Osobiście lubię do takich mieszanek dołożyć trochę cynamonu. Mieszamy drewnianą łyżką. Smażymy od zarumienienia mięsa parę minut. Tak aby warzywa pozostały lekko twardawe. Nie chcemy robić papki. Sprawdzamy słoność, można lekko posolić ale to bardzo ryzykowne bo gdy potrawa jest gorąca to nasze kubki smakowe nas oszukują. To, co wydaje się lekko słone może po ostygnięciu być bardzo słone. 

Uwaga więc. Kładziemy na talerzu na jednej połowie, na drugiej połowie naszą kwaśną sałatę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.