Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2018

Wywiad z prof. Marcinem Królem prowadzi Grzegorz Sroczyński

 Gazeta Wyborcza 7 lutego 2014 Grzegorz Sroczyński: Będzie wojna?  

Marcin Król: Taka z przemarszami wojsk? Nie będzie.

 Rewolucja? 

 - Coś.

 'Istotne zdarzenie o charakterze wstrząsowym'' - tak to ''coś'' nazwał pan w książce ''Europa w obliczu końca''.  

 - Miała nosić tytuł ''Lepiej nie będzie'', bo jestem skrajnym pesymistą. Na przekór powszechnej beztrosce, że w gruncie rzeczy nie jest źle, kryzys mija, jeszcze raz się udało. Otóż jest źle i prędzej czy później sprawy tego świata zapukają do naszych drzwi. No, może do moich już nie, ale na pewno do pańskich.

Wielkanoc. Nie moja. Mam dość tej obłudy.

Pewna sytuacja skłoniła mnie do refleksji. Tak bywa. To zapewne nic nowego dla Was, czytelnicy. Otóż poprosiłem, aby przed świętami wielkanocnymi nie wysyłać mi żadnych głupawych zajączków, jajeczek ani innych pierdół. Dlaczego? To dość proste, słaby internet w połączeniu z dużą liczbą znajomych powoduje długotrwałe zaangażowanie uwagi. Pod koniec ściągania pliku okazuje się, że nie był on zupełnie wart oczekiwania. Pierwsza myśl dotyczyła chrześcijańskiej mądrości, która istnieje. To nie jest tak oczywiste, ale nauki, nazywane naukami chrystusowymi faktycznie dotyczą miłości, empatii, wybaczania, zrozumienia. Jednak ta mądrość zostaje zamieniona na bullshit dotyczący jedynie narodzin, śmierci i zmartwychwstania Jezusa, który nota bene, zaraz po tym jak wstał z martwych powędrował do nieba, czyli tam, gdzie i tak by powędrował, gdyby nie zmartwychwstał. Ale nie dostaję wiadomości dotyczących nauk jezusowych. Dostaję kurczaczki, jajeczka, słodkie zajączki, bazie - jak jakiś zidiociały

Oklep w piaskownicy

Rozmowy w internecie. Andrzej o wymownym i akceptowanym przez niego aliasie "Dziwny" parę razy, a może nawet już kilka razy, zwrócił moją uwagę na pewną niestosowność poruszania ważkich tematów na otwartej tablicy internetowej. Początkowo nie rozumiałem o co chodzi, ale zostało mi to w prosty sposób wytłumaczone. Nie dziwi mnie skuteczność wyjaśniania, gdyż jest doświadczonym wykładowcą akademickim. Chodzi o szeroko pojętą niezwykle niską jakość dyskusji, które raczej przypominają pyskówki budowane w oparciu o brak zrozumienia wypowiedzi poprzedników, ba nawet o brak próby zrozumienia. To kolorowe (zwykle w burych barwach błota i gnojówki) wypowiedzi bohaterskich posiadaczy straszliwych awatarów, którzy zza węgła swojego monitora starają się: dowalić, zaorać, rozjechać, zmiażdżyć,  rozchlastać, Jest więc to swego rodzaju dziecinada gówniarzy przekrzykujących się w piaskownicy i obrzucających się wyschniętym, psim kałem, oraz z upodobaniem okładających się plas

Tragedia w Himalajach okiem kanapowego egoisty

Gdy dochodzi do śmiertelnego wypadku w górach zaczyna się dziwna dyskusja. Dziwna, gdyż przypomina przepychanki dwóch skrajnie odległych poglądów. Pojawiają się bowiem sceptycy, którzy uważają, że głupotą jest podejmowanie wspinaczki i świadome wystawianie się na wysokie ryzyko zaś po drugiej stronie barykady gromadzą się obrońcy pasji i życia pełną piersią, gdzie ofiary są oczywistością ale jakoby lepiej tak umrzeć niż żyć po drugiej stronie barykady. To bardzo podobne zachowania, które obserwuję w spadochroniarstwie. Jest kilka drobinek, które łączą te obie aktywności, choć uważam, że spadochroniarstwo nie dorasta do pięt himalaizmowi, choćby pod kątem stopnia kwalifikacji potrzebnych do ich uprawiania. Tymi drobinkami jest przemieszczanie się do góry a potem do dołu, przy czym skoczkowie zawsze docierają na dół, choć czasem nie w takiej formie jak planowali, oraz świadomość ryzyka związanego z uprawianiem tej profesji. I tu, i tu giną ludzie. Wśród himalaistów jest cokolwiek więk

Zdrowy sen jest najważniejszy.

Salvador Dali - Entre Dios y el Diablo W niewielkiej obórce rozsuwane skrzynki narzędziowe wykonane z razowego chleba chodziły powoli na nienaturalnie cienkich nóżkach. Większość z nich miała dobrze wyszczotkowane, czarne baranie futro, tylko kilka sztuk wyglądało na bardzo sfilcowane i wyświechtane. Dołem, przykrywając wydalone resztki strawionych roślin nachodził rozległy stratus sztucznej mgły z wytwornicy dyskotekowej. Gdzieniegdzie zaczynało już błyskać. Można byłoby pomyśleć, że to nocny, letni front burzowy, że jeszcze nie słychać basów przetaczających się wewnątrz błyskawic, ale już widać zarzewie poruszającego spektaklu. Tyle, że błyski w obórce filtrowane były przez trójbarwne klisze kolorofonu gospodarza. Charakterystyczny zapach sztucznej mgły pobudzał wspomnienia młodszych skrzynek narzędziowych. Wspomnienia zaś skomplikowanymi ścieżkami elektrochemicznymi prowadziły do wydzielania hormonów nocnych emocji. Po całym, nudnym dniu na pastwisku, hormony trafiały jak pier