Anna Przybylska nie żyje. Umarła na raka w wieku 35 lat. Pozostali w bólu bliscy.
Niby nic takiego, przecież tylu młodych ludzi umiera na nowotwory każdego dnia. Zaczyna to niemal być tak normalne jak tragedie rozgrywające się w wypadkach komunikacyjnych.Ktoś był, ktoś znika, przez jakiś czas pozostaje po nim profil internetowy, trochę zdjęć, konsternacja i przykrość w sercach znajomych, wyrwa i ból w sercach bliskich.
Gdy ktoś ginie na drodze, w powietrzu, na torach, czy w wodzie to jednak coś innego. Tutaj zaś odczuwam pewien zgrzyt.
Schematem jest myślenie o tym, że śmierć jest prawem starszych ludzi. Pod ten schemat można wcisnąć coraz gorsze warunki egzystencji emerytów, brak jakiejkolwiek oferty społecznej dla bardziej dojrzałych. Taka bocznica
życia, nieprzydatność i brak pomysłu na swoją starość. Tylko umierać. Ale Ania miała 35 lat. Ja mam ponad czterdzieści i czuję się młodo. Ona była ode mnie młodsza i nie żyje.
Schematem jest myślenie, że dobre dbanie o zdrowie to przywilej nie-biednych. Biedni nie mają na prywatnych lekarzy. Biedni jedzą gówno, pracują dziwnie, nie wypoczywają dobrze, zwykle chlają wódę i umierają młodo - bo są biedni. Ale Anna Przybylska raczej nie zaliczała się do biedoty. Można powiedzieć, że była godziwie sytuowana i stać ją było na spełnianie norm zalecanych dla zachowania zdrowia. Można przypuszczać, że żywiła się dobrze, widać było po sylwetce, że nie spędzała większości czasu siedząc przed telewizorem. Nie żyje, umarła na raka.
Schematem jest myślenie, że kraje mało rozwinięte mają ograniczony dostęp do osiągnięć nauki, do nowości technicznych, farmaceutycznych, do diagnostyki i do leczenia. Polska to nie zasypany pustynnym piachem kraik afrykański. Wszystko jest. Anna nie żyje.
Kolejnym schematem może być pozytywne nastawienie do życia jako źródło energii.
Może być jeszcze więcej takich schematów.
Jak więc jest?
Żyjemy w świecie, w którym zalecenia zdrowotne nadają te same instytucje, które zajmują się leczeniem. Te same instytucje biorą pieniądze za jakiś kosztowny proces, który rozpoczyna się w momencie zdiagnozowania go i te same instytucje wydają instrukcje postępowania, które jakoby mają przed tymi diagnozowanymi zjawiskami chronić.Wykręcając kota ogonem. Jeśli instytucja wyda dobre i skuteczne zalecenia nie będzie miała żadnych środków do opłacenia swoich pracowników, bo nie będzie jak przeprowadzić kosztownych procesów związanych z diagnozą jakiegoś problemu. Jeśli dobrze poradzą strzelą sobie w kolano. Jeśli ich rady będą psu na budę to będą mieli co robić.
Pytanie do każdego: "czym zajmuje się Służba Zdrowia?"...
odpowiedź zapewne u każdego zabrzmi " zajmuje się leczeniem" Tak. To, moim zdaniem, prawda.
Leczenie to jest proces niedokonany. Dokonane jest wyleczenie. Dokonany jest powrót do zdrowia. Powrót do pewnej równowagi nazywanej nieraz dobrostanem organizmu.
Pytanie numer dwa: "czym zajmują się politycy?"...
odpowiedź zapewne zabrzmiała każdemu w głowie: "utrzymują się na stołkach" Tak, to też prawda. Za tymi małpami na sznurkach w teatrze demokracji stoją grupy nacisku. Lobbyści lobbują swoje interesy. Im bardziej globalne, im bardziej intratne, tym silniej wpływają na strachbździli, którzy potrzebują kasę na swoje kampanie.
Pytanie numer trzy: "Na czym najlepiej się zarabia? "...
Na lekarstwach, na tanim żarciu i na obrocie pieniądza. Które lobby ma więc najwięcej do powiedzenia? Mogę zostawić ten ciąg każdemu inteligentnemu człowiekowi.
Żyjemy więc w świecie iluzji, w którym chodzi właśnie o wodzenie nas za nos. Najpierw trzeba zabrać człowiekowi jego wiarę w siebie. Podać mu dużo instrukcji aby go ogłupić. Rzucić mu jakieś gówno medialne, gówno do jedzenia i doprowadzić do chorób cywilizacyjnych. Następnie podtrzymywać długotrwale w różnych kosztownych procesach nie prowadzących do zdrowia ale prowadzących do utrzymania w stabilnym stanie chorobowym. Dobrze jest potem sprawnie wykończyć.
Jesteśmy okłamywani ale nie chce się szukać własnej prawdy. Jesteśmy wodzeni za nos ale nie chce się protestować. Nie chcemy własnych wyborów. Nie chcemy odpowiedzialności. Jesteśmy jak trzoda w technologicznie nowoczesnej oborze.
- Patrząc z punktu producentów żarcia - im więcej zeżrą taniochy tym lepiej.
- Patrząc z punktu widzenia farmacji - im dłuższe będą procesy utrzymania choroby tym lepiej,
- Patrząc z punktu widzenia obrotu szmalu - niech zapieprzają jak osły z marchewką i umrą robiąc miejsce następny.
Jest tak wiele tragedii, które pozostają w cieniu. Ta bardziej rozświetlona też zniknie w mrokach trybów medialnych maszyny.Ale maszyna kręci się dalej i mieli kolejne istnienia które wyciągają ręce o pomoc tam, gdzie jej nie dostają. Patrzą z nadzieją na tych, którzy są tylko trybami maszyny przetwórstwa szmalu i uboju.
Komentarze
Prześlij komentarz