Przejdź do głównej zawartości

Placki z jabłkami

Placki z jabłkami, czasem zwane racuchami


Zgodnie ze standardami diet zamęczającymi i tak zmęczonych ludzi, placki to samo zło. Na półkach sklepowych coraz więcej jest produktów, które czegoś NIE zawierają i to jest ich zaleta. Podobnie odżywianie zawiera coraz więcej zakazów i wykluczeń.

Dziś opiszę to zło. Z mojego punktu widzenia, jeśli przed Wami jest pracowity dzień to taka bomba kaloryczna nie stanowi żadnego problemu. Zgodnie ze starą mądrością pszczół: śniadanie zjedz całe, obiadem się podziel a kolację oddaj wrogowi. Tak i tu, nawet mocno nadszarpnięte opiniotwórcze media sumienie możemy ugłaskać prostą zasadą. Takie rzeczy jemy tylko rano. Nie nas dobrze posilą to nie będziemy głodni niczym wilcy przed obiadem.
Zresztą jeszcze jedna rzecz, która przemawia za takimi bombami. Otóż nie da się ich dużo zjeść. To trochę jak z tłustą golonką vs gotowana kapusta. Ta druga rozepchnie nam bandzioch do granic możliwości i jeszcze byśmy coś zjedli bo tak łatwo się nie oszukamy. Golonka nasyci nas dużo szybciej.
No ale dość żarcio-filozofii, do dzieła.

Potrzebujemy do naszych placków:


  • mąkę pszenną 500, tą najbardziej wyklętą,
  • jajka dwa – też PR mają niekorzystny ze względu na szkodliwy cholesterol, trata tata,
  • cukier biały lub brązowy, jeden wuj – ma posłodzić (o cukrze krystalicznym to nawet nie zaczynam pisać jak jest zły),
  • cukier wanilinowy lub/i cynamon,
  • zsiadłe mleko lub jogurt, lub kefir, lub jakieś inne ukwaszone produkty mleczne,(to chyba jedyny dobry składnik, akceptowalny społecznie bez problemów),
  • odrobinę chlorku sodu (soli kuchennej uuu też strasznej bo wpływającej na nadciśnienie),
  • wodę,
  • parę jabłek,
  • olej słonecznikowy,




Jak zwykle nie bawimy się w aptekę i przygotowywanie ciasta jak lekarstw na zamówienie. Bierzemy mikser lub robota kuchennego lub w wersji studenckiej garnek i wbijamy do niego jajca.
Jogurt, lub kefir, lub zsiadłe mleko w ilości około jednej szklanki.
Nie boimy się, że po usmażeniu placek będzie kwaśny. Nie będzie. Za to będzie bardziej puszysty i nie musimy sypać żadnej porąbanej sody oczyszczonej, dla osłody nazywanej proszkiem do pieczenia.
Jedną szklankę mąki, ale na tym może się nie skończyć.
Ze dwie łyżeczki cukru, jedną łyżeczkę cukru wanilinowego lub/i pół łyżeczki cynamonu oraz szczyptę soli (też bez lęku, nie będą słone). No i kręcimy. Albo za nas robi to elektrownia, za co wystawi nam fakturę albo wyrabiamy mięśnie obręczy barkowej. Kręcimy używając pozostałej mąki i wody do wyrobienia ciasta o gęstości miodu. Kto robił już naleśniki to będzie mu łatwiej – ciasto robimy gęstsze.

Tak jak w przypadku naleśników można się liczyć, że po paru minutach nasz masa zgęstnieje. Rozdrobnione ziarno pszenicy było ususzone przed zmieleniem. Teraz dostało wody i spuchło sobie tą wodą. Objętość się nie zmieniła ale woda została wessana i ciasto zgęstniało nieco. Zostawiamy je więc na chwilę i zajmujemy się jabłkami.
Obieramy ze skórki, trudno stracimy pektyny zawarte w skórce ale lepiej się je potem je, gdy jej nie mają. Małym nożykiem odkrawamy, czy też skubiemy to jabłko na niewielkie kęsy wielkości pestki z moreli, mogą być też trochę większe ale na pewno nie mniejsze.
Możemy je kroić już do garnka z ciastem. Jeśli używacie robota to do garnka, do którego przelejecie ciasto z miksera (po ówczesnym skorygowaniu gęstości).

Dobrze wyrobione ciasto (na małych obrotach ale około minuty) będzie bardzo jednolite i dzięki temu będzie mniej chętnie na patelni nasiąkać złym olejem.
W garnku mieszamy jabłka z ciastem. Szykujemy patelnię i talerz, który warto pokryć podwójną warstwą papierowego ręcznika.
Olej na patelni dobrze wygrzany, ma już skwierczeć gdy zanurzymy kawałek skórki do jabłka ale niech nie dymi – bo to już grozi pożarem i spaleniem placków.
Oleju niech będzie tak na 4-5 mm aby po nałożeniu ciasta linia brzegowa podniosła się do 8 mm. Nie maczajcie tam linijki, chodzi o to aby olej doszedł do połowy placka ale go nie zalał od góry.

No a rozmiar i kształt to jak chcecie. Serce też można zrobić z takiego placka.
Smażymy z jednej strony aż na brzegu zacznie robić się jasno brązowy. Zazwyczaj góra będzie już prawie dobra ale może pozostać nadal warstwa niesciętego ciasta. Trzeba wykazać się sprawnością spadochroniarza, aby przerzucić je na drugą stronę bez wylania tego ciasta z wierzchu i ochlapania kuchni olejem.
Proponuję użyć dwóch narzędzi do przekładnia. Łopatka pod spodem tam gdzie jest już twardy i widelec lub druga łopatka od góry.
Drugą stronę smażymy już mniej więcej dwa razy krócej.
Nie dawajcie temperatury kuchenki na max, bo zacznie się dymić olej i będą czarne brzeżki. Lepiej na ¾ mocy.

Placki otrząsamy nad patelnią z oleju, tam się przyda bardziej niż na talerzu. Przekładamy na pokryty papierowym ręcznikiem talerz. Niech trochę jeszcze ostygną i się odsączą.
Można je posypać cukrem wanilinowym. Można je na wypasie podać z jakimś owocowym jogurtem na wierzchu i posypać cynamonem (troszkę bo co innego w środku potrawy a co innego tak żywcem sypany).

smacznego i bez wyrzutów sumienia

Dopisane 8 Marca 2018

Sześć lat później, po dokładnym przetestowaniu na setkach skoczków i osób im towarzyszących przedstawiam film szkoleniowy: Jak zrobić pyszne racuchy.


Komentarze

  1. O kurczę, wyglądają jak te, które mi babcia robiła. Coś mnie się zdaje, że takie sobie zrobię

    OdpowiedzUsuń
  2. no nie! to nie fair!
    ja dopiero myślę o zrobieniu a Monika już zjadła

    OdpowiedzUsuń
  3. jeszcze trochę zostało :D...Ty nie myśl tylko rób ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tomek by sie wprosil chetnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No jeśli chodzi o mnie, jako tego Tomka, to jasne że tak. Wprosiłbym się. Problem tylko z odległością, bo Monika raczej jest z Polski a ja siedzę za wschodnią granicą.

    OdpowiedzUsuń
  6. etam zaraz problem...latają samoloty;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Będę dziś robił !! Na samo wspomnienie ich smaku w Waszym domku cieknie mi ślinka ;) ;) PYCHOTA!! POLECAM !!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi ...

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.