Przejdź do głównej zawartości

Zrozumieć swoją pasję i dać jej odpowiednie miejsce w życiu

Zrozumieć swoją pasję

Pasja, zamiłowanie czy też hobby. Pod tymi słowami zaczyna kryć się dużo więcej niż w dawnym, słownikowym znaczeniu. 
Dawniej można było mieć zamiłowanie do zbierania znaczków lub sklejania modeli latających. Dziś pasja zaczyna być czymś niezwykłym, wypływa poza ramy przeciętnie funkcjonującego społeczeństwa daleko poza obrzeża normalności. 
Pasja z założenia wydaje się być dziś nieracjonalna, dobrze jeśli jest kosztowna i trudna w realizacji. Wtedy może zawisnąć jako odległa i niezdobyta gwiazda na ciemnym niebie codzienności.

Tymczasem definicja zamiłowania jest tak prosta. To aktywność sprawiająca przyjemność. Jeśli komuś sprawia przyjemność puszczanie latawców, projektowanie ich, budowanie i oczekiwanie na dogodną, wietrzną pogodę to będzie przecież proste i łatwo osiągalne zamiłowanie. Tylko czy będzie tak atrakcyjne jak skoki spadochronowe?


Prawie ćwierć wieku spotykam się z różnymi pytaniami, które już przestały powodować mimowolne unoszenie się moich brwi (choć te mięśnie mimiczne cały czas działają poprawnie). Pytania dotyczące ryzyka, lęków, bliskości śmierci ale i pasji pokazują jak mocno ludzie trzymani są w schematach myślowych tego co jest dobre, a co złe. Uwidaczniają mi również, że jestem dla 'normalnego' człowieka jakimś kuriozum, które albo jest traktowane z politowaniem - gdyż ewidentnie marnuję swoje życie na wyskakiwaniu ze sprawnego samolotu, lub z tego samego powodu traktowany jestem jak jakiś bohater pokroju Supermena lub naszego krajowego Asa.
A nie jest ani tak, ani tak. Jest tak zwyczajnie, tak przyjemnie.


Zamiłowanie do skoków samo mnie znalazło, ja go nie szukałem.


Można pokusić się o stwierdzenie, że przypadkiem zacząłem skakać. Ponieważ jednak nie uznaję (z braku przekonującej mnie definicji) przypadku, muszę sobie to inaczej tłumaczyć. Brat cioteczny zadzwonił do mnie, gdy jeszcze nie byłem pełnoletni, czy nie miałbym ochoty zapisać się na kurs spadochronowy. Byłem zdziwiony. Skoki kojarzyły mi się tylko z białymi grzybami z filmów wojennych ale żaden argument przeciwko takiemu kursowi do głowy mi nie przychodził więc przystałem na ten niecodzienny pomysł. Mój brat zrobił kilka skoków i zaprzestał a ja kilka tysięcy i nadal skaczę. Spodobało mi się.
Być może spodobały mi się emocje, które się wyzwalają przy skokach, być może spodobali mi się ludzie, to tak trudno opisać dlaczego coś się podoba. Tak samo, gdyby kogokolwiek spytać dlaczego smakuje mu jego ulubiona potrawa. Na końcu pozostanie: bo tak, bo mi się podoba.

Zaczynałem gdy Ministerstwo Edukacji Narodowej i Ministerstwo Obrony Narodowej całkiem tłusto dofinansowywało działalność aeroklubów. Załapałem się nawet na pierwszy rok skoków, gdy płaciłem tylko za jakieś dodatkowe drobiazgi, jak wyżywienie i coś jeszcze. Koszty nieporównywalnie małe w zestawieniu z rzeczywistymi nakładami finansowymi na skoki spadochronowe. Jednak kolejne lata nie były już tak socjalistycznie słodkie. Trzeba było zarabiać aby móc skakać. Zarabiałem więc i wszystko posyłałem w powietrze, im więcej skakałem tym bardziej chciałem skakać i miałem moc na zarabianie.
Można powiedzieć, że pasja zajmowała wtedy zrozumiałe społecznie miejsce w moim życiu. Z punktu widzenia racjonalnie żyjącego obywatela przetracałem swoje pieniądze na mrzonki. Tak. Tak było przez wiele lat. Przetraciłem mnóstwo pieniędzy, z uśmiechem na twarzy. Na coś przecież i tak bym je wydał, wydałem na to co sprawiało mi przyjemność.


Rozsądek nie jest zbyt dobrym, życiowym doradcą

Podoba mi się porównanie naszego życia do jazdy w różnych pociągach. Czasem jedziemy i boimy się wysiąść na 'przypadkowej' stacji. A chcemy wysiąść gdy już dawno temu ją minęliśmy. Czasem nie wsiadamy do pociągu, bo się zastanawiamy - ucieka nam a na następny możemy długo poczekać. Wydaje mi się, że mam tego farta, że nie waham się zbyt długo i idę za nosem, za intuicją. Jak coś chcę zrobić, to nie zastanawiam się zbyt długo dlaczego. Wsiadam i jadę. Nie podoba mi się to wysiadam i patrzę gdzie jestem. Tym pociągiem, który kosztował mnie dużo (pieniędzy / doświadczeń związanych z ich zdobyciem - niepotrzebne skreślić) dojechałem do momentu, gdy zaczęto mnie postrzegać jako instruktora.

Zanim dostałem papier instruktora już zacząłem pełnić taką funkcję. Mniej doświadczeni skoczkowie, odepchnięci dość nieprofesjonalnym zachowaniem mianowanych instruktorów poszukiwali wiedzy i zrozumienia, tego co mają robić. Trafiali więc do mnie, bo jak coś zrozumiem to i potrafię to wytłumaczyć. A jak wiedzę zdobędę to mnie swędzi aby ją dalej puścić w ruch, w prostszych słowach, troszkę bardziej aktualną i popartą swoimi doświadczeniami.

Potem nadjechało bardzo szybko, kilka superekspresów, w które wsiadałem i jechałem po nowe doświadczenia. Zdobyłem masę wiedzy, doświadczeń i uprawnień. Założyłem pierwszą firmę w Polsce zajmującą się skokami tandemowymi. Zacząłem szkolić nowatorską w tych czasach metodą AFF itp.

Było tak jak powinno być, ciekawie kolorowo i po swojemu. Na swoim. Z pełną odpowiedzialnością za popełniane błędy, z pełną presją działania w polskich realiach. Kto prowadził własną działalność gospodarczą w Polsce, ten zrozumie o czym piszę.


Nie każdy chłopak staje się mężczyzną

W tym dynamicznym świecie pojawiła się Ula. Znowu w magicznie przypadkowy sposób. Pomimo tego, że parędziesiąt lat mieszkaliśmy po dwóch stronach jednej z warszawskich ulic, spotkaliśmy się prawie 300 kilometrów dalej, gdy ktoś postanowił (na siłę) obdarować ją skokiem tandemowym. No i skoczyliśmy. No i lecimy dalej. Ula jest dziś także instruktorem spadochronowym, mamy dzieci i żyjemy kolorowo, ciekawie i na własną odpowiedzialność. Żadne, nawet najbardziej ekstremalne doświadczenie nie jest w stanie przeważyć szali szczęścia czerpanego ze świadomego życia z bliskimi. Wieczne chłopaki wiele tracą w poszukiwaniu sedna swojej dziecinności. Mogą przegapić najważniejsze pociągi w swoim życiu.


Każda pasja płynie wraz ze zdobywanymi doświadczeniami

Pasja nie jest niczym szczególnym. Pasja ma dawać przyjemność i budować, ma być pozytywna. Dziś inaczej postrzegam skakanie niż ćwierć wieku temu. Emocje na progu w samolocie są coraz mniejsze, znajduję inne radości. Radość szkolenia, gdzie wbrew pozorom nie skoki są najważniejsze. Dziś ludzie odnajdują mnie 'przypadkiem', gdyż potrzebują nauczyć się nienormalnego życia. Ludziom potrzebne są wzorce szczęścia, w mrocznej, pesymistycznej codzienności. Te wzorce mojego normalnego życia, gdzie rodzina jest razem, gdzie pasja nie tylko nie przeszkadza ale pomaga, te wzorce kodowane są bardzo mocno adrenaliną wyzwalaną podczas skoków.


Ale jeśli przyjechałby kiedyś inny pociąg, to kto wie, czy razem byśmy teraz nie uczyli innych rzeczy. Zresztą taki też mamy zamiar. Nie będziemy przecież całe życie skakać z samolotu. Jest jeszcze wiele pięknych rzeczy do zrobienia. Gdy przyjdzie czas, a raczej przyjdzie taki czas, trzeba będzie wysiąść z tego pociągu i porozglądać się wokoło. Może wsiąść do innego. Może nie. Bo szybka jazda za młodu daje prawo do postoju i spokojnej analizy swojej trasy.

Jak do tej pory, nie zmieniłbym nic w rozkładzie jazdy i nadal, kierując się słowami mojej mamy, robię wszystko tak, aby móc uśmiechnąć się do swego odbicia w lustrze. A każdy poranek warty jest uśmiechu.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi