Zasiadłem w pociągu typu elegancja francja mającego zawieźć mnie aż do Barcelony. Po pożegnaniu, które trochę załzawiło mi oczy – każdemu chyba troszkę załzawi, gdy widzi swoją żonę i synka machającego na odjazd.
Siedzę obok śpiącego młodziaka, pewnie wielce podobnego do tego, który stłukł szybę i ukradł z samochodu mojego Iphona. Ten śpi, sumienie widać ma czyste. Złodzieje też mają czyste sumienie, w ich mniemaniu to tylko forma udoskonalnia społeczeństwa. Oni jak hackerzy znajdują błędy i naprawiają je na swój sposób. Życzę im udanego mikroświata, w którym każdy każdemu będzie coś kradł. Nie tak jak w normalnym społeczeństwie, gdzie kradnie tylko konstytucyjnie uprawnione do tego państwo.
Przede mną w miarę prosta podróż do Polski, pociągiem do Barcelony, kolejką na lotnisko i samolotem do Warszawy. Potem trzeba będzie rozwiązać lokalny problem jakim będzie przejazd do Nadarzyna. O północy mogę wpaść w łapy okrutnych cierpiarzy. Oni nie znają litości, szczególnie przy wyjeżdżaniu poza strefę nr 1
Sobota dzień techniczny, pojeżdżę tu i tam, kupię nowy telefon wgram nawigację, załatwię ubezpieczenie do autka, wieczorem technik domowy – czyli ja, zabawię się w hydraulika i spuszczę wodę z kanalizacji, wyłączę piec i dom będzie uśpiony na zimę. Prawda jest taka, że za pieniądze wydawane w Polsce na ogrzanie domu, można żyć w Hiszpanii i nie martwić się o ogrzewanie.
Niedziela rano, wsiadam na białego rumaka i gnam jak najdalej za dnia. Nie wiem jak będzie ze zmęczeniem, mam nadzieję, że lepiej niż w samochodzie bo adrenalina jednak jest inna. Może uda mi się pogonić całą dobę i przespać się już we Francji. Byłoby świetnie.
Prognozy pogody są zachęcające, jakieś dwa fronty kotłują się na północy Europy, jeden syf odszedł i parę dni rządzić będzie blue sky. Oby, jazda w deszczu, jak pamiętam, nie należy do przyjemności, nawet na cywilizowanych drogach.
Temperatura spada w zawrotnym tempie, dwa tygodnie temu, kiedy mieliśmy jechać zgodnie z planem było naprawdę pięknie. Musieliśmy jednak zostać. Spoty reklamowe i coraz bardziej agresywna kampania wyborcza nie pozwalała na bycie obojętnym. Trzeba było zagłosować. Tak więc ruszyliśmy do Hiszpanii dopiero w nocy, w niedzielę. W Polsce było zimno ale sucho, dopiero w Niemczech zaczęło padać i tak było aż 200 km za granicą Francuską. Takiej pogody nie chcę, temperatura poniżej 10 stopni generuje dla motonity dość dużą dawkę dyskomfortu.
Właśnie w pociągu włączyli jakiś film na monitorze zamontowanym pod sufitem. To chyba nie jest najnowsza konstrukcja, wygląda jak projek z czasów, gdy powstawały hotele sieci Formuła 1. Podobne plastki. Ale jest czysto i cicho.
Opalony młodzieniec poskręcany w chińskie S na fotelu obok jakoś dziwnie podskoczył, jakby był poddany elektrostymulacji. Chyba jednak nie ma czystego sumienia i śni mu się jak ucieka przed wkurwionym właścicielem samochodu ze stłuczoną szybą.
Po co, w sumie, jadę po ten motor? Przecież to tylko motor, może postać do wiosny w garażu, nie ma racjonalnego wytłumaczenia dlaczego wydaję pieniądze na samolot i potem na paliwo i autostrady. Poukładani i precyzyjnie myślący stwerdziliby pewnie, że to się przecież nie kalkuluje.
Dla mnie ma to chyba jednak dużo głębsze znaczenie. To podróż. Podróż samemu w porze roku, która nie jest do tego idealna. Na motorze można osiagnąć ciekawy stan umysłu. Brak muzyki, huk wiatru, monotonny warkot silnika i nieustannie podawana adrenalina powodują spłaszczenie myśli (niemal jak po alkoholu) ale jednocześnie zachowanie jasności umysłu. To wspaniały moment do przemyśleń. Nawet jeśli myśli nie są do końca kontrolowane przez świadomość to cały czas w głowie toczą się procesy. Podczas podróży motorem, te procesy mogą się dopełnić. Mają ku temu doskonałą możliwość.
Po mojej prawej ręce siedzą dwie nobliwe panie rozmawiające spokojnie po angielsku z brytyjskim akcentem. Ciekawe, kątem ucha przysłuchuję się temu, co mówią ale cały czas słyszę jak mówią. Nie użalają się, opisują pewne procesy dotyczące ich rodzin. Ale nie ma w tym charakterystycznego obciążania, energetycznego podłączania się.
Na pewno nie raz mieliście okazję brać udział w rozmowie, w której interlokutor (czekam, czy komp mnie poprawi ale dobrze napisałem) użala się i co więcej angażuje emocjonalnie w swoje problemy. To jasne, że tych problemów nie rozwiążemy, to jasne też że tych problemów nie mamy rozwiązać. Te problemy są potrzebne a my jako słuchacze nie jesteśmy niczym innym niż bateryjki z Matrixa. Im więcej słuchamy, tym jesteśmy bardziej zmęczeni. Najlepsze jest to, że nasza energia w gruncie rzeczy nie zasila ale na chwilę przepływa przez pseudomęczennika. Jest tracona, jak woda wlana w sito.
Tu zaś jest chyba inaczej. Chyba. Nie jestem żadnym licencjonowanym medium analizującym przepływy energii pomiędzy ludźmi ale od lat sobie to obserwuję i myślę, że jak każdy mam w sobie również wrażliwość pozwalającą to zauważać. Naturalne i proste mechanizmy, które są wokół nas.
Jadąc motorem, w pięknych okolicznościach natury, składając motor słusznie w zakręty, czuję jak ładuję akumulatory, jak sycę się sytuacją. Nikogo, ani niczego nie ograbiając. Choć kto wie, jaki jest bilans energetyczny, czy obserwując piękne rzeczy, zjawiska, muzykę, umniejszamy potencjał tego źródła? Czy można 'wypatrzeć' do zera jakiś krajobraz. Tak aby stał się bezwartościowy, jakby wysechł.
Biorąc pod uwagę muzea, wystawy, oceanaria itp to chyba ta hipoteza nie ma szans na potwierdzenie.
Komentarze
Prześlij komentarz