Możliwości adaptacyjne ludzkiego organizmu są bardzo duże. Wzrastają jeszcze bardziej, gdy są napędzane ideą, jakimś fiksum dyrdum, które podtrzymuje akumulatory naładowane nawet wtedy, gdy wydawać by się mogło, faja mięknie.
Wystarczy kilkanaście godzin utwardzania termicznego w Polsce i Niemczech aby 15 stopni ciepła zdawało się być upalną pogodą.
Oczywiście wszystko jest względne, dostrzegłem kilka prostych, motocyklowych mechanizmów. W temperaturach bliskich zeru nie da się jechać szybko bo czynnik chłodzenia wiatrem relatywnym. Tak więc możemy rozważać przykładowe 10 stopni (mam tu na mysli skalę Celcjusza). Powietrze suche jest lepsze niż wilgotne. W promieniach słońca jest fajniej niż pod chmurami albo w nocy. Jadąc szybciej jest nam chłodniej (do momentu, w którym temperatura otoczenia nie przekracza nominalnej temperatury ciała).
Do czego można szybko dojść jadąc w takich, powiedzmy znośnyn ale nieraz mało komforotowych okolicznościach.
Otóż sucha dziesiątka jest lepsza niż mokra dziesiątka. Ale sucha dziesiątka jest gorsza od słonecznej dziesiątki. Oczywiście można polemizować, czy wilgotna piętnastka jest lepsza od suchej dziesiątki lub czy jest porównywalna ze słoneczną ósemką ale na pewno do dobre jazdy musi być więcej niż dwudziestka. Czy sucha, czy słoneczna, czy wilgotna nie ma już takiego znaczenia.
Mknę ładną, płatną autostradą, zadowolony że traktują mnie w opłatach bardzo pro motorowo. Jest dwa razy taniej niż jadąc katamaranem. Słońce przygrzewa, już zastanawiam się nad zmianą kasku na otwarty. Jean Paulowie, Jean Marie, Jean Pierrowie jadą do pracy czujni jak pies podwójny bo na francuskich autostradach stoi bez liku różnych fotoradarów.
Rozpatruję więc różne za i przeciw w huku powietrza i przyjemnym warczeniu motoru aż tu jakiś szubrawca, tirem (chyba ze słowenii) chce mnie jak w filmach z Jamesem Bondem rozgnieść o barierkę z lewej strony. Nic nie wymija, po prostu atakuje. Gumowym uchwytem, umieszczonym na tekstolitowej rurce połączonej stalowym cięgnem z przepustnicami widlastego, czterocylindrowego silnika benzynowego o pojemności 1300 cm powoduję jego ożywienie i na pełnej 'krzywej' robię szur patrząc w okno zbrodniarza drogowego.(umiem napisać długie zdanie co?) No tak, butelkę z wodą sobie otwiera ogr i zajęło mu to 3/4 pasa, mojego pasa.
Normalnie w takich warunkach chuje latałyby jak skowronki wokół jego głowy, jednak po naładowaniu akumulatorów miłości absolutnej wybaczam mu wielkodusznie. Nie będę na niego rzucał żadnych klątw ani przekleństw tylko pojadę sobie radośnie dalej, przecież nie doznałem żadnego uszczerbku na zdrowiu fizycznym i psychicznym.
W drodze do Marsylii można zobaczyć największe zmiany pogodowe. Lyon jest jeszcze taki chłodnawy i mokry a tnąc niemal równo na południe w stronę Morza Śródziemnego można podziwiać nie tylko wzost temperatury na wyświetlaczu i tej odczuwanej sensorami na skórze. Można zobaczyć jak radykalnie zmienia się roślinność wokoło. W samochodzie (no może z wyjątkiem kabrio) nie czuć jak szybko przelatują różne zapachy. Oczywiście nie zawsze jest to woń kwiatów ale w drodze na południe Francji, o ile nie są to jakieś rubieże miasta i nie klepie jak kornackiej z dolnej czwórki, w której ma dziurę aż do samej dupy, to można spotkać naprawdę przyjemne wonie, które dodatkowo podkręcają moc (the Force - kto nie wie, niech posmaży Gwiezdne Wojny)
Montpellier, już ciepłota na maksa 22 stopnie. Chowam fulface'a i zakładam otwarty kask + szpanerskie oklura firmy **** (nie podaję bo będzie, że poduct placement)
Jest na wypasie. Już tak nie pałuję, bo jednak ceny benzyny we Francji temperują każdy nawet nienatemperowany temperament.
Na luzaku wjeżdżam do Hiszpanii mam już do celu ponad 300 km. To przy dziennym planie 1200 stanowi tzw dożynki. Godzina popołudniowa też nie wróży problemów z sennością. Nawet nie pijam po drodze kawy bo jakoś mi się nie chce. W Niemczech podkręcałem się napojem energetyzującym niemal nie występującym u nas na rynku, we Francji już nie mam takiej potrzeby.
Jeść też mi się nie chce bo rano chaspnąłem cheeseburgera własnej roboty - krążek sera camembert owinięty paczką szynki gotowanej. Zapite produktem globalnym w wersji z normalnym, straszliwym cukrem mam spokój z głodem aż do celu.
A do celu już niedaleko.
W Hiszpanii paliwo jest tańsze niż Francji ale na autostradach tną mnie jak normalny samochód, to wkurza bo gdybym na chwilę zsiadł i opracował trasę alternatywną to mógłbym ominąć płatne drogi. Nacjonalki hiszpańskie bywają równie dobre a zawsze są tańsze.
Wystarczy kilkanaście godzin utwardzania termicznego w Polsce i Niemczech aby 15 stopni ciepła zdawało się być upalną pogodą.
Oczywiście wszystko jest względne, dostrzegłem kilka prostych, motocyklowych mechanizmów. W temperaturach bliskich zeru nie da się jechać szybko bo czynnik chłodzenia wiatrem relatywnym. Tak więc możemy rozważać przykładowe 10 stopni (mam tu na mysli skalę Celcjusza). Powietrze suche jest lepsze niż wilgotne. W promieniach słońca jest fajniej niż pod chmurami albo w nocy. Jadąc szybciej jest nam chłodniej (do momentu, w którym temperatura otoczenia nie przekracza nominalnej temperatury ciała).
Do czego można szybko dojść jadąc w takich, powiedzmy znośnyn ale nieraz mało komforotowych okolicznościach.
Otóż sucha dziesiątka jest lepsza niż mokra dziesiątka. Ale sucha dziesiątka jest gorsza od słonecznej dziesiątki. Oczywiście można polemizować, czy wilgotna piętnastka jest lepsza od suchej dziesiątki lub czy jest porównywalna ze słoneczną ósemką ale na pewno do dobre jazdy musi być więcej niż dwudziestka. Czy sucha, czy słoneczna, czy wilgotna nie ma już takiego znaczenia.
Mknę ładną, płatną autostradą, zadowolony że traktują mnie w opłatach bardzo pro motorowo. Jest dwa razy taniej niż jadąc katamaranem. Słońce przygrzewa, już zastanawiam się nad zmianą kasku na otwarty. Jean Paulowie, Jean Marie, Jean Pierrowie jadą do pracy czujni jak pies podwójny bo na francuskich autostradach stoi bez liku różnych fotoradarów.
Rozpatruję więc różne za i przeciw w huku powietrza i przyjemnym warczeniu motoru aż tu jakiś szubrawca, tirem (chyba ze słowenii) chce mnie jak w filmach z Jamesem Bondem rozgnieść o barierkę z lewej strony. Nic nie wymija, po prostu atakuje. Gumowym uchwytem, umieszczonym na tekstolitowej rurce połączonej stalowym cięgnem z przepustnicami widlastego, czterocylindrowego silnika benzynowego o pojemności 1300 cm powoduję jego ożywienie i na pełnej 'krzywej' robię szur patrząc w okno zbrodniarza drogowego.(umiem napisać długie zdanie co?) No tak, butelkę z wodą sobie otwiera ogr i zajęło mu to 3/4 pasa, mojego pasa.
Normalnie w takich warunkach chuje latałyby jak skowronki wokół jego głowy, jednak po naładowaniu akumulatorów miłości absolutnej wybaczam mu wielkodusznie. Nie będę na niego rzucał żadnych klątw ani przekleństw tylko pojadę sobie radośnie dalej, przecież nie doznałem żadnego uszczerbku na zdrowiu fizycznym i psychicznym.
W drodze do Marsylii można zobaczyć największe zmiany pogodowe. Lyon jest jeszcze taki chłodnawy i mokry a tnąc niemal równo na południe w stronę Morza Śródziemnego można podziwiać nie tylko wzost temperatury na wyświetlaczu i tej odczuwanej sensorami na skórze. Można zobaczyć jak radykalnie zmienia się roślinność wokoło. W samochodzie (no może z wyjątkiem kabrio) nie czuć jak szybko przelatują różne zapachy. Oczywiście nie zawsze jest to woń kwiatów ale w drodze na południe Francji, o ile nie są to jakieś rubieże miasta i nie klepie jak kornackiej z dolnej czwórki, w której ma dziurę aż do samej dupy, to można spotkać naprawdę przyjemne wonie, które dodatkowo podkręcają moc (the Force - kto nie wie, niech posmaży Gwiezdne Wojny)
Montpellier, już ciepłota na maksa 22 stopnie. Chowam fulface'a i zakładam otwarty kask + szpanerskie oklura firmy **** (nie podaję bo będzie, że poduct placement)
Jest na wypasie. Już tak nie pałuję, bo jednak ceny benzyny we Francji temperują każdy nawet nienatemperowany temperament.
Na luzaku wjeżdżam do Hiszpanii mam już do celu ponad 300 km. To przy dziennym planie 1200 stanowi tzw dożynki. Godzina popołudniowa też nie wróży problemów z sennością. Nawet nie pijam po drodze kawy bo jakoś mi się nie chce. W Niemczech podkręcałem się napojem energetyzującym niemal nie występującym u nas na rynku, we Francji już nie mam takiej potrzeby.
Jeść też mi się nie chce bo rano chaspnąłem cheeseburgera własnej roboty - krążek sera camembert owinięty paczką szynki gotowanej. Zapite produktem globalnym w wersji z normalnym, straszliwym cukrem mam spokój z głodem aż do celu.
A do celu już niedaleko.
W Hiszpanii paliwo jest tańsze niż Francji ale na autostradach tną mnie jak normalny samochód, to wkurza bo gdybym na chwilę zsiadł i opracował trasę alternatywną to mógłbym ominąć płatne drogi. Nacjonalki hiszpańskie bywają równie dobre a zawsze są tańsze.
Poprosimy jakies fotki!!!!
OdpowiedzUsuń