Przejdź do głównej zawartości

U celu. Koniec czy początek?

Targany jestem przeciwstawnymi odczuciami. Można to też nazwać górnolotnie, że ma odczucia ambiwalentne odnośnie jazdy na ostatnim odcinku. Teraz jest przecież najfajniej, ciepło, sucho, w lekkim ubraniu i do tego na taniej (relatywnie taniej benzynie).
Z drugiej strony po kilku dziesięciu godzinach wibracji przechodzącej od jajec, przez kręgosłup aż do pnia mózgu mam ochotę na wytchnienie.
Nie chcę znowu gdzieś nocować w jakimś hotelu, jeśli u kresu podróży jest dom. No ale z drugiej strony te widoki dookoła.
Nie ma co się rozleniwiać, tnę z krótkimi przerwami na stacji benzynowej. Mam nowy plan. Zdążyć przed zachodem słońca.

Jeden z odcinków płatnej AP7 jest w trakcie przebudowy. Nie wiem, czy ją poszerzają, czy tylko zmieniają nawierzchnię na jeszcze lepszą, tak czy siak jest ograniczenie prędkości i mogę sobie popatrzeć na asów taradasów, obiboków i wydrwigroszy. Na kilku dziesięciu różnokolorowych pracowników, którzy powinni pracować jak nazwa wskazuje, jeden - słownie JEDEN został przeze mnie przyuważony na pracy. Obsługiwał jakąś koparkę. Reszta w mniej lub bardziej elegancki sposób leserowała. Ci najbardziej opaleni siedzieli sobie oparci o betonowe zabezpieczenia i oglądali wnikliwie paznokcie. Mniej opaleni udawali, że coś im właśnie przerwało ich ciężką pracę.

Kto nie wie o co chodzi to jest na to hiszpańskie określenie: Cervesa si, trabajo no - co w dokładnym tłumaczeniu znaczy lepiej walnąć piwsko i walić robotę.

Ostatni odcinek to walka z zachodzącym słońcem. Wiem, że na samym końcu człowiek się rozluźnia. Podobno najwięcej wypadków zdarza się pod samym domem. Nie wiem, mnie bardziej przekonuje pomysł, iż w 80% wypadków zaangażowany jest czerwony samochód.
Cóż ja mogę więc zrobić dla swojego bezpieczeństwa? Zamiast się rozluźniać mogę przypałować, wtedy jestem bardziej skoncetrowany i mogę wygrać z zachodzącym słońcem.

Tu jednak warto pamiętać, że i Hiszpanie mają fotoradary i to część podstępnie skierowana jest na tylne tablice rejestracyjne. Jest to oczywisty prztyczek w nosy motocyklistów. Na szczęście informują o tym, że radar stoi a rada jest w szarej skrzynce, przed którą można sobie spokojnie zwolnić do 120 km/h - bo takie obowiązuje ograniczenie.
Dojeżdżam gdy jeszcze nie jest ciemno i pierwsze co robię po uściskach i całusach to wskakuję do basenu. No dobra, zanim wskoczyłem do basenu zdążyłem jeszcze napić się troszku brandy de Jeres - najlepszej w swym rodzaju.
widać rozbryzg na brzegu i falę - to massa

Nakręcony adrenaliną wcale nie pałałem chęcią snu. Jeszcze sobie pogadaliśmy, popiliśmy a nawet zapaliliśmy To Hujowe Coś co również uderza w płaty czołowe.

Teraz uwaga dla podróżników motocyklowych. Do 12 godzin od zeskoczenia z siodła we łbie piszczy i brzęczy jakby ktoś źle podłączył mikrofon. Ciągłe sprzężenie, które można jedynie wyciszyć jakąś używką.
Wieczorem, gdy z trasy spodziewałem się, że chłód weźmie mnie w swe ramiona, doznałem kolejnego radosnego doznania. Ciepło, można sobie siedzieć w samym T-shircie (ktoś wie, czy to słowo doczekało się już polskiej wersji tiszert albo tekoszulka?)
Jestem więc na miejscu. Skończyła się podróż i zaczęła się podróż. Dwa razy, w krótkim czasie opuściłem swoją ojczyznę, raz autem, raz motorem. Czy to nie jest jakiś znak?
Czy potrzebuję jakiś znaków? Raczej nie bo i tak nie ma do nich żadnych oficjalnych interpretacji. Potrzebuję spokoju, miejsca w którym można odpocząć, nabrać perspektywy.

siędząc i słuchając szumu morza medytujemy
Rano jadę sobie wzdłuż linii brzegowej. Trasa, którą kiedyś przejeżdżały pociągi, teraz przerobiona jest na deptak i ścieżkę rowerową. O skaliste wybrzeże rozbijają się fale. Wystarczy zejść kilkadziesiąt metrów niżej i znaleźć sobie miejsce, gdzie można pomedytować. To nic trudnego. Nie trzeba być specjalistą i szkololnym cwaniakiem do medytacji. Dla niektórych szydełkowanie jest formą medytowania.
Dla mnie prostą techniką jest zwykłe siedzenie. To jest medytacja zen, pozostać w danym miejscu, możwliwie bez myślenia. W takim miejscu to nic trudnego.

Komentarze

  1. Mi się podobało i dobrze czytało:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ale to dopiero początek, będzie jeszcze ciekawie. Fajnie, że Ci się podoba

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyta się wspaniale wszystkie artykuły ... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi