Święta Wielkanocne dla całego
Chrześcijaństwa stanowią najstarsze i najważniejsze święto
upamiętniające zmartwychwstanie Chrystusa.
Podczas soboru Nicejskiego ustalono
jako datę świętowania pierwszą niedzielę po przesileniu
wiosennym. To skomplikowane przeliczenie na kalendarz solarny,
juliański z kalendarza hebrajskiego. Ta data jest odpowiednikiem 14
nisan. Gdy wprowadzono kalendarz gregoriański powstało jeszcze
większe zamieszanie i podział. Prawosławni obchodzą teraz święto
w innym terminie niż katolicy.
![]() |
Matka Boska Uśmiechnięta |
Niezależnie jednak od tego jak bardzo
ruchome jest to święto w swojej ideologii powinno tchnąć
pozytywny dech w serca wierzących. Upamiętnia bowiem cudowne
zmartwychwstanie. A to wydarzenie, różnie interpretowane lub
negowane przez nie wierzących jest kluczowe dla polityki kościołów
chrześcijańskich. Jakby nie było zmartwychwstanie stanowi podstawę
do tolerowania w milczeniu wszystkich bólów egzystencji. Zapowiedź
życia wiecznego tłumaczy wszystkie nieszczęścia owieczek.
Wyzbywanie się radości życia jest
usankcjonowane wspaniałym wiecznym odpoczynkiem, po procentowo
krótkim okresie męczarni ziemskich.
No ale i środki nacisku są możliwe,
gdy włączymy nowy parametr czasu bliski nieskończoności.
Nieskończone męki piekielne każdego muszą choć chwilę
zastanowić i wzbudzą respekt.
Brak papierów wstępu do nieba, lub
ich anulowanie poprzez ekskomunikę to również wstrząsające wizje
dla owieczki.
Tak więc nasuwa mi się pytanie. Skoro
to jest tak radosne w swej naturze święto. Zbiegające się
'przypadkowo' z wiosną i ożywaniem natury. To dlaczego jest takie
smutne?
Posłuchajcie skocznych rytmów,
zobaczcie na uśmiechnięte oblicza pasterzy. O co to chodzi?
Dobrze, że choć są te palemki,
dzieciaki mają radochę z pisankami (coraz mniejszą bo coraz
rzadziej je robią) i jest ten zwyrodniały już seksualnie śmingus
dyngus.
Choć to nadaje kluczowemu świętu
trochę uśmiechu.
A tak wszędzie łzy i płac. Matka
boska płacze. Jezus ukrzyżowany, poraniony a do tego jeszcze nawet
ma koronę cierniową. Magdalena płacze.
No tak, zaraz może być w
komentarzach, że to tylko tak teraz płaczą a w niedzielę będzie
radośnie.
![]() |
Chyba Mona jest bardziej uśmiechnięta |
Ciekawe. Widzieliście kiedyś figurkę
radośnie uśmiechniętej matki Chrystusa? Ja jeszcze nie. To znaczy
możecie zobaczyć sobie namalowaną twarz uśmiechniętej, tylko
trzeba podpisać, że jest uśmiechnięta bo to jest bardziej
tajemniczy uśmiech niż prezentuje Mona Lisa.
Fajna książka 'Kod Leonarda'
opisywała, może nieco ubarwione, ale ciekawe teorie dotyczące
wielowiekowych machlojek na głównym, kościelnym twardym dysku –
Biblii.
Jeśli by przyjąć te teorie za
możliwe, a brzmią ciekawiej i bardziej spójnie. To nie ma co się
dziwić, że dla KK pozostaje to święto nieco kontrowersyjne.
Zmartwychwstanie jako zwycięstwo nad śmiercią i siła boskości w
człowieku daje mu bowiem duże pole do samorozwoju. Osłabia jednak
sensowność istnienia wielkiego przedsiębiorstwa pasterskiego
drukującego i propagującego akty zakazu, nakazu, krytyki, papiery
do nieba, zwolnienia z grzechów itp.
Może więc jedyni smutni na tej scenie
pozostają pasterze, którzy w tych dniach boleśnie odczuwają
ciężar matactw ich poprzedników. Sami też nie mają motoru do
wewnętrznego rozwoju. Pozostaje im nadal pouczać, besztać,
wymądrzać się na temat rodziny (to jest dopiero chore w przypadku
ochraniającego przedsiębiorstwo celibatu i wyparcia się jednego z
zaleceń ich mistrza).
Gdy w niedzielę będziecie jeść
śniadanie, choć przy każdym innym śniadaniu też można tak
myśleć warto chyba wspomnieć wielkiego nauczyciela, który padł
ofiarą biznesu swoich uczniów. Warto pomyśleć, jak piękne ideały
krzewił i ile z nich zostało. No i oczywiście trzeba się
uśmiechnąć i spojrzeć jak pięknie, kolejny raz ożywa świat.
Czego wszystkim życzę z okazji
nadchodzącego święta.
E tam, pisanki to pogański zwyczaj, śmigus dyngus też. Jedynie palemka się ostała ;) Z tymi smutami zgadzam się w zupełności. Ze wszystkich obrządków religii chrześcijańskiej najbardziej przemawia do mnie protestantyzm, pastor z rodziną, radosne msze w stylu gospel itp. Piękne ideały pozostają ideałami do których warto dążyć, ale życie toczy się dalej, a człowiek ma tyle innych problemów i nie ma czasu, żeby sobie ideałami głowę zaprzątać, idzie na mszę, a jak z niej wychodzi to zapomina po co tam był, bo przecież sąsiadka miała nowy płaszcz i buty, a podobno nie ma pieniędzy, a ta druga z konkubentem...więc czego tu wymagać ;) Wesołych :)
OdpowiedzUsuńA dla mnie to czepianie się. Każdy może marudzić. Do Kościoła najłatwiej się dowalić. A jak trwoga to do Boga.
OdpowiedzUsuńAnonimowy, przecież Bóg jest wszędzie, a Kościół...cóż, posłużę się cytatem ks. J. Tischnera (pogardzanego przez ojca dyrektora i intelektualnego przyjaciela Jana Pawła II) "Nie wiecie, gdzie jesteście? Dialog w Kościele to dialog dupy z kijem." Tyle w kwestii otwartości Kościoła na dialog z wiernymi w ogóle, z ateistami w szczególe.
OdpowiedzUsuń... no to by trzeba chyba odwrócić. Dialog kija z dupą, bo kij raczej wygra z dupą pod względem twardości. Poza tym to nie wierni uciskali kościół tylko na odwrót ;)
OdpowiedzUsuń