Alpy - wschód słońca |
Widziałem choćby wonderland bezpieczeństwa. Dziecko kopiąc piłkę biegnie w stronę ulicy, rozpędzone samochody nie pozostawiają wątpliwości co do następstw wtargnięcia przez malucha na jezdnię. Nagle świat się przekręca i nie ma już ulicy a miluśki głos zapewnia potencjalnego klienta, że firma ubezpieczeniowa zadba o bezpieczeństwo jak nigdy. Co za dno. Od kiedy firma ubezpieczeniowa dba o bezpieczeństwo, mają przecież zajmować się wypłacaniem odszkodowań i płacić gdy stanie się coś złego. Jeśli więc uderzają w tak czułą strunę jak tragedia rodziców związana ze stratą lub kalectwem dziecka to niech otwartym tekstem powiedzą: rodzice nie dopilnowaliście swojej pociechy, która zginęła pod kołami samochodu ale my płacimy za to jak nikt inny. U nas za to dostaniecie X pieniędzy płatne przy okazaniu aktu zgonu.
Oczywiście tak postawiona sprawa spotkałaby się z protestami. Jednak jawne kłamstwo – czyli oferta dbania o o nasze bezpieczeństwo przez ubezpieczyciela nie tylko nie wzbudza protestu ale jest oczywiste i nie rzuca się w oczy.
Krążąc po mieście błękitnym bolidem, małym fiutem Panda załatwiam to i owo. Trzeba uporządkować teraźniejszość, bo cienie przeszłości są jak otwory w durszlaku.
Późnym wieczorem zauważam brak jednego z portfeli. Niestety tego ważniejszego, zawierającego dokumenty do wynajętego samochodu, prawo jazdy i DO na który zrobioną mam odprawę. Nie wpadam jednak w nerwy bo pewnie gdzieś jest i się do mnie śmieje. Jak zwykle. Od lat prowadzę taką grę z istotnymi przedmiotami martwymi – takimi jak dokumenty albo klucze. Chowają się gdzieś a potem znajdują, zwykle leżąc w dobrze widocznym miejscu.
Oczywiście ten mechanizm można tłumaczyć męską konstrukcją mózgu. Ewolucyjnie wykształcił się na potrzeby polowań, analizy ruchu, postrzegania w nocy itp. Jeśli jednak przedmiot się nie rusza to łatwiej go znajdzie ewolucyjny zbieracz i kolekcjoner niż łowca. Dla mnie jak się nie rusza to jest jak mucha dla żaby – niezauważalne.
Ze względnym spokojem wracam więc do samochodu oczekując znalezienia go po boku fotela, gdzie inercja zakrętu samochodem musi go wyrzucić. Znacie na pewno to oczekiwanie, że zaświecimy latarką i widok przedmiotu jest już w naszej wyobraźni – on tam na pewno będzie. Nie ma. Nigdzie nie ma. Pod samochodem też nie. Nie wpadam w panikę ale przypominam sobie rozmowę z Ulą, która mówiła abym zabrał paszport. „Po co mi paszport?” pytam zadziornie skoro mam dowód osobisty. Po co mam zabierać oba dokumenty potwierdzające tożsamość. Tak, teraz bez portfela, bez prawa jazdy i bez dowodu osobistego mój pobyt przedłuży się o jakieś dwa tygodnie. Ale najpierw trzeba będzie odebrać przesyłkę z paszportem, jakoś muszę się w urzędzie legitymować. Wracam myśląc, że pewnie zostawiłem go w domu i wyszedłem bez niego. To też często mi się zdarza. Potrafię parę tygodni jeździć samochodem bez dokumentów, które leżą gdzieś indziej.
Patrzę, zaglądam, węszę – nic. No dobra, wysyłam sms'y do wszystkich, z którymi się spotkałem tego dnia z pytaniem, czy aby nie widzieli mojego portfela. Nic.
Zostaje kino, z którego wróciłem. Tam zdjąłem kurtkę, nawet przez myśl przebiegło mi, że może mi coś wypaść z kieszeni. Często patrząc wstecz mamy takie przebłyski, takie intuicyjne sygnały, że coś się dzieje. Ale dopiero gdy coś się wydarzy mamy wgląd w te sygnały. Wtedy jesteśmy mądrzejsi. Nie na tyle aby w następnej, podobnej sytuacji posłuchać się swojej intuicji.
Dobrze byłoby wyrobić sobie wrażliwość, która pozwala wsłuchać się w głos wewnętrzny podsyłający nam różnego rodzaju ciasteczka chińskie – takie impulsy do samorefleksji.
Czy zawsze trzeba doprowadzić lekcje do natężenia o poziomie bliskimi bólu aby czegoś się nauczyć? Kiedy przychodzi doświadczenie, które pozwala nam na odbieranie i uszanowanie sygnałów, które są delikatniejsze. Których subtelność klasyfikuje je w zbiorze doznań intuicyjnych. Gdy możemy je odebrać i nie wdepnąć w gówno, nie doprowadzać do bólu, wstydu lub lęku.
No nic, portfela nie ma a ja nie mam wyjścia, potrzebuję go odnaleźć. Wsiadam do bolida i pruję do kina. Centrum handlowe jest już zamknięte bo 22ga wybiła na zegarze, gaście światła gospodarze. Na szczęście ludzie nocy – dbający o świeży poranny wystrój są w środku i jedno z wejść jeszcze działa. Lekko zamulony świadomością komplikacji wynikających z nie odzyskania dokumentów, prę do kina. Nie mam problemów w nakłonieniu pracownika do wtargnięcia ze mną na salę kinową, pomimo tego, że trwa ostatni seans. Pamiętam, który rząd i które miejsca. Nie są zajęte a latarka od razu świeci na zgubę. Jest.
Zdążyłem w myślach pożegnać się z kasą, która jest w środku. Nawet karty kredytowe odżałowałem. A tu bach, mam cały komplet z powrotem.
Może to nagroda za zdarzenie z lata?
W lecie jechałem motorsem i miałem wszystko wymierzone pod kątem zużycia paliwa. W związku z tym nie wziąłem pieniędzy (oczywiście żadnych dokumentów również). Trasa z Nadarzyna na Pragę niestety wydłużyła się. Luz jest przecież rezerwa paliwa. Na oparach dojeżdżałem do Janek pewny, że tam spotkam Ulę i przechwycę trochę biletów narodowego banku polskiego. Bałem się, że do Janek nie dojadę ale walczyłem z tym strachem, bo odwaga to właśnie walka ze strachem a nie brak strachu. Dojechałem ale niestety Ula już pojechała do Nadarzyna.
Ech. No dobra. Mam więc nowy plan, jadę aż się skończy wacha a potem Ula podjedzie do mnie z kanisterkiem (w myślach już go namierzyłem w garażu) kupię paliwko, doleję i pojadę.
Klecąc nowy, misterny plan, przejeżdżam obok stacji benzynowej i kątem oka dostrzegam na jezdni portfel. Tu uwaga do konstrukcji męskiego mózgu. Jadąc samochodem albo motorem dostrzegam więcej niż gdy stoję i patrzę, bo wtedy wszystko się porusza. Oczywiście porusza się relatywnie ale ośrodków analizy przestrzennej w moim mózgu to nie obchodzi, czy ja się ruszam w względem otoczenia, czy przedmioty poruszają się względem mnie. Jest ruch – jest percepcja ruchu.
Efektywne hamowanie, zawrotka. Pobieram dar losu z ziemi. W środku nie za bogato ale na paliwo starczy. Tankuję motorek, jadę do domu. Ale cyrk, tego nie spodziewałem się. Może innym się to zdarza częściej ale przy moim szczęściu finansowym, gdzie realizuję się w aktywnościach wymagających więcej ryzyka i ciągłych inwestycji, kończąc z przysłowiową ręką w nocniku a grając w lotka trafiam czasem dwójkę (ale pionowo a nie poziomo) taki wypadek jest niezwykły.
pstrykałem jak ten japoński turysta |
Tak więc teraz, być może jest to podziękowanie od losu za tamto zdarzenie. A może jest to sygnał, że trzeba uważniej słuchać informacji płynących od intuicji. Bo czymże jest ta osławiona intuicja. Raczej nie jest czymś nadnaturalnym, jest raczej głosem pozornie chaotycznych informacji. Tych, które nie przechodzą selekcji w mózgu jako istotne. Przecież gdy skórzany pugilares spał na ziemię, wydał przy tym dźwięk. Nawet jeśli ten dźwięk utonął w zgiełku kina to dotarł do ucha. Sygnał dotarł do mózgu. Ale tu działa ośrodek selekcjonowania, kształtuje się wraz z naszym wzrastaniem, na podstawie wiedzy, interakcji ze społeczeństwem, wiedzy rodzinnej itp. Ośrodek, dla dobra naszej kulawej świadomości filtruje wszystkie bodźce. Dzięki temu nie jesteśmy skołowani, czy też może bardziej nasza świadomość funkcjonująca kilkadziesiąt milisekund za czasem rzeczywistym nie dostaje za dużo na talerzy aby się nie porzygać.
Intuicja to splecione informacje przychodzące ze starszej części mózgu, tej która zajmuje się ważniejszymi sprawami niż świadomość – jak choćby głodem, oddychaniem itp. Świadomość to tylko taka nakładka, taki secret weapon ewolucji. Wykształcona na samym końcu pozornie przypadkowych mutacji.
Jeśli więc nauczyć się słuchać tej intuicji to może byłoby łatwiej toczyć odwieczną grę karmiczną i przyjmować lekcje w trakcie ich trwania a nie po postawieniu kropki.
Może tematycznie mało związane ale nie mogę sobie darować aby nie wstawić tych fotek, które zrobiłem w samolocie. Alpy o wschodzie słońca. Po prostu smakołyk.
Komentarze
Prześlij komentarz