Przejdź do głównej zawartości

Nie wiadomo, czy to dobrze, czy to źle

Był sobie kiedyś biedny chiński chłop, który miał tylko syna i starą klacz. Cała wieś litowała się nad nim jaki on jest biedny. On na to odpowiadał, to wcale nie wiadomo, czy to dobrze, czy to źle.
Pewnego dnia stara klacz uciekła. Wieś lamentowała, taki biedny ten chłop i jeszcze mu klacz uciekła. On na to odpowiadał, to wcale nie wiadomo, czy to dobrze, czy to źle.

Po kilku dniach klacz wróciła a za nią przybiegł przepiękny ogier. Cała wieś ożywiła się, zazdroszcząc chłopu jego nowego pięknego ogiera. On na to odpowiadał, to wcale nie wiadomo, czy to dobrze, czy to źle.
Syn, młodzieniec, próbował ujeździć konia. Niefortunnie jednak spadł i złamał nogę. Cała wieś znów żałowała chłopa, że syn nogę sobie złamał. On na to odpowiadał, to wcale nie wiadomo, czy to dobrze, czy to źle.
Tymczasem poza maleńką wsią rozpętała się wojna i cesarz potrzebował młodych mężczyzn do armii. Wszyscy młodzi poszli do wojska tylko syn chłopa, ze złamaną nogą został we wsi. Wieś zazdrościła chłopu takiego obrotu sprawy. On na to odpowiadał, to wcale nie wiadomo, czy to dobrze, czy to źle.

I tak dalej i dalej.

W obawie przed nieznanym nam losem, który z założenia winien być nieznany - oceniamy. Szufladkujemy coś jako dobre lub złe. To raczej nawet nie jest obawa przed losem, to brak wiary w siebie powoduje, że grzęźniemy w ocenach. Przerywamy proces obserwacji wystawiając ocenę. Zazwyczaj błędną, bo nie wiemy do czego nas doprowadzi nasze życie. Często też mylimy się wobec ludzi, bo ocenić ich można (tak jak procesy) tylko na tle innych zdarzeń.

Dziesięć oddechów, powstrzymanie się od szybkiej oceny daje dużo spokoju. Świadomość roli obserwatora olbrzymiego procesu, którego jesteśmy jednym, drobnym elementem również chroni nas przez niepotrzebną utratą energii. 

Pochopną i do niczego nie potrzebną oceną możemy krzywdzić ludzi. Zdecydowanie krzywdzimy samych siebie popadając w iluzje budowane na tychże ocenach.

Bo wcale nie wiadomo, czy to dobrze, czy to źle

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.