Ta ewolucja
Nie jestem znawcą procesów ewolucji ale mogę zrozumieć, że żywe organizmy dostosowują się drogą doboru naturalnego do otaczającej je rzeczywistości.Ciało człowieka ukształtowało się na wybitnie doskonały twór, który oczywiście dziś jest słabo wykorzystywany a skutecznie nadgryzany bezmyślnym traktowaniem przez właściciela.
W podobny sposób ukształtowała się jednostka centralna zarządzająca resztą tkanek. Fantastyczny, samouczący się organ, wyciągający wnioski, budujący strategie przetrwania - mini ewolucja informacyjna w każdej czaszce.
Tak sobie gdybam, bo jedyne słuszne prawo do wyrażania miarodajnych opinii mają dziś specjaliści, nazywani nieraz ekspertami, w danych dziedzinach. Powinienem mieć jakiś glejt, iż na ten temat mogę się wypowiadać a jeśli jest coś takiego jak wolność wypowiedzi oznacza to, że powinienem mieć glejt na myślenie na ten temat.
Nie mam. Ale sobie myślę.
Mózg zbiera informacje. Mózg na podstawie informacji z zewnątrz, tudzież pewnej dozy danych zapisanych w biosie, z którymi przychodzimy na świat (np mowa ciała, atawistyczne lęki itp) chroni nas.
Mózg każdego człowieka ma inne informacje, bo jest w innym miejscu i czasie, otoczony innymi ludźmi, innymi przedmiotami, innymi normami społecznymi.
Ale mózg jest elastyczny. Dopasowuje się. Uczy się przetrwania na podstawie zewnętrznych i wewnętrznych czynników.
Wychowujemy (za poradą psychologów, polityków i grzmiących mediów) bezstresowo. Oznacza to, że dziecko ma być królem, chronionym przez rodziców, opiekę społeczną, sąsiadów, szkołę itp. Chroni się je przed tzw. traumą, która może mieć trwały wpływ na dalsze życie. Dziecko rośnie więc w odrealnionej, zniekształconej, cieplarnianej rzeczywistości. Gdy zgodnie z naturą zaczyna dojrzewać a mózg żąda dowodów samodzielności i prób swojej zaradności jest wielkie kabuum.
Dziecko nie mogło się kotłować z rówieśnikami jak szczeniaki aby znaleźć miejsce w stadzie - trzeba było przecież interweniować i tłumaczyć bo tak jest bezstresowo. Dziecko nie mogło się dotrzeć z pracownikami przedszkola i szkoły. Dziecko nie mogło się pokłócić z rówieśnikami na podwórku. Dziecko nie mogło sobie pościerać kolan na asfalcie, nie mogło spaść z trzepaka, nie mogło jeździć bez kasku na rowerze. Spędziło swoje dzieciństwo w foteliku na tylnej kanapie samochodu rodziców.
A więc do tego dostosował się jego mózg. Tego się nauczył, to umie. Bezstresowo wychowane dziecko nie jest gotowe na żaden stres - to chyba logiczne. Nie nauczyło się też dawać sobie wewnętrznie rady z porażkami i radościami. Jest oderwane od rzeczywistości.
Brawo specjaliści od psychologii. (przypominam to nie lekarze, nie są po studiach medycznych, to po prostu psychologowie, zwykle ci, którzy zamiast pójść po radę do psychiatry poszli na studia - pomijam i przepraszam nieliczne wyjątki, które mogą się pochwalić choćby zdrową rodziną).
Symulacja nieistniejących problemów
Mózg jeśli nie ma problemów do rozwikłania jak w grach wojennych będzie je symulował. To dlatego rodzicom borykającym się z rzeczywistością otwierają się oczy szeroko jak można wymyślać takie bzdety i się nimi przejmować. Tak, można. Mózg sobie wymyśla problemy i sobie je rozwiązuje, mózg tak wyewoluował. Odcięliśmy go bezstresowym wychowaniem od prawdziwych problemów.
I co? No cóż, poetycko mówiąc dupa. Sfrustrowani, młodzi ludzie potrzebujący opieki tychże psychologów, potrzebujący farmaceutyków, zagubieni w rzeczywistości, nieszczęśliwi, witający poranek skwaszoną miną.
Komentarze
Prześlij komentarz