Jak nie przegiąć pały
Temat dotyczy nie tylko skoków spadochronowych. To szersza rzeka, która ma wiele źródeł.
Najszerszym strumieniem są przemiany cywilizacyjne i wtłoczenie jednostek ludzkich do warunków nieludzkich. W termitierze społecznej niektórym odbija. Chcą robić coś, co daje im silne emocje. Potrzeba borykania się z różnymi emocjonującymi wydarzeniami to owoc z przeszłości czasem bardziej uciążliwy niż stale rosnące, do niczego nie potrzebne paznokcie. Potrzebujemy mniej lub więcej ale potrzebujemy emocji.
Mniejszym strumykiem będzie więc osobnicza wrażliwość na bodźce zewnętrzne. Jedna osoba przestaje kontrolować zwieracze w sytuacji, gdy druga tylko ziewa. Różny poziom bodźców będzie więc odsiewał jednych od drugich bez wartościowania, kto jest lepszy a kto gorszy.
Ci potrzebujący najsilniejszych emocji znajdują sobie w dzisiejszej rzeczywistości aktywności ekstremalne.
Płynie rzeka ekstremalna, do której jedni dołączają, inni dopływają, jeszcze inni toną w niej toną.
Jak więc nie przegiąć pały?
Jedną z prostych odpowiedzi byłoby: szanować siebie i swoje życie. Ale to nie jest takie proste. Nie jest proste bo brakuje tego szacunku. Często brakuje też poczucia własnej wartości. Silne emocje, poczucie robienia czegoś innego, czegoś specjalnego, radość postępów, endorfiny i pozorne dowartościowanie się mogą otumanić i zaślepić.
Lepszą chyba odpowiedzią będzie: pogłębiać świadomość tego co robimy. Ta świadomość dotyczyć będzie aspektów technicznych, kwestii bezpieczeństwa i analizy zagrożeń w hobby, które sobie wybraliśmy.
Braki takiego poszukiwania świadomości widuję w obserwowanym przeze mnie świecie spadochronowym. Można pokusić się o hipotezę, że skoki przez wielu traktowane są z poziomu mentalnego dziecka. Jeśli jeden skok dał mi radość to dwa skoki dadzą mi dwa razy większą. Jeśli zrobiłem 5 skoków dziennie a planowałem 7 to jestem nieszczęśliwy, bo 2/7 szczęścia mi zabrakło do dziennej dawki szczęścia.
Przeciętny obserwator życia zapewne dostrzegł jak procesy wzajemnie się przenikają. Jak po nitce do kłębka i do następnego i do następnego, dochodzimy do nowych obserwacji. Zaczynamy coraz pełniej obserwować zbiór zjawisk wokoło.
Pasja nie niszczy, pasja daje perspektywę
Niezależnie od tego, jak nasze hobby wydaje się być oderwane od rzeczywistości jest przecież elementem tejże rzeczywistości. Nasz wybór był czym uzasadniony, nasze potrzeby, nawet jeśli nieskrystalizowane są w magnetycznej więzi z procesem, który wybraliśmy. Poznawanie, zgłębianie i uświadamianie daje pełniejszy smak przeżyć.Czasem zamiast zwiększać intensywność lepiej podwyższyć jakość swojej pasji. Tym bardziej, że w ekstremalnej rzece zdarzeń i doznań można napotkać wiele zdradliwych wirów.
Rutyna, zbytnia pewność siebie, brak w miarę obiektywnego postrzegania swoich możliwości, zmiany kondycji psychofizycznej itp, itd to wszystko może poddtopić a czasem utopić śmiałka.
Na początku nie znamy większości z nich, potem poznajemy i albo nabieramy szacunku albo wydaje nam się, że już je znamy - a to kolejny wir o nazwie buta.
Nie wiemy też jakie proporcje zachować w zgłębianiu swej pasji, ile wiedzy i ile treningu nam trzeba, aby móc się radośnie pluskać w tej rzece.
Do dalszych rozważań trzeba dorzucić jakiś fundament:
Życie jest piękne, jest unikalne i szkoda je frajersko stracić. Szkoda też sobie obniżyć jakość tego życia przez uszkodzenia ciała, którego zmienić się nie da (przynajmniej nie widziałem jeszcze takich ogłoszeń komercyjnych).
Jeśli więc tak jest, to pasja nie powinna wchodzić w kolizję z naszą dbałością o życie. Z tego wynika dalej, że trzeba nauczyć się kalkulować ryzyko zanim się je podejmie. To z kolei prowadzi mnie do wniosku, że aby przeżyć trzeba zbalansować doznania z przemyśleniami. Same przemyślenia są mało warte, jeśli nie popieramy ich doświadczaniem. Samo doświadczanie jest jałowe jeśli nie prowadzi do przemyśleń.
Czas działa na naszą korzyść. Z wiekiem poziom bodźców, które potrzebujemy raczej maleje. Jeśli więc nieco zwolnimy konie w naszej bujnej młodości to możemy dotrzeć do spokojnej starości, aby poświęcić się dalszej analizie wcześniejszych doznań.
Jeśli jednak damy ponieść się entuzjazmowi i będziemy podkręcać doznania, możemy zatonąć w naszej pasji. A kto umarł ten nie żyje. Nieobecni nie mają racji a pozostaje po nich smutek ich bliskich.
Komentarze
Prześlij komentarz