Obiecanki cacanki
Jedni sobie coś obiecują, inni doradzają jak dotrzymać obietnic. Szablony popularnych przyrzeczeń krążą w sieci. Znowu nawet nie trzeba myśleć, co sobie wymyślić. Wszystko podane na tacy. Nie obciążajmy sobie głowy zastanawianiem się, o co w tym może chodzić.Czy ludzie są tacy naiwni, iż wierzą w sprawczą moc pustych słów? Czy obietnica dana sobie samemu będzie mobilizować? Chyba nie. Szczególnie, że pomysły na obietnicę są tak nierealne, że zakrawają na żart losu.
W tym roku nie będę robić tego, czy owego. W tym roku już na pewno nie zrobię... W tym roku zacznę...W tym roku będę... Srata tata jak powiedział wieszcz.
Choć nie tracę wiary w ludzką głupotę jako narzędzie sprawcze wielu niepotrzebnych zjawisk, to modę na obiecanki przypisuję psychologom. Tu chciałbym skłonić się przed tymi kilkoma przedstawicielami zawodu, którzy pracują sumiennie i etycznie. Oczywiście nie do Państwa piję moi drodzy. Mówię o tych wszystkich szelmach, które nachalnie wciskają swoje wścibskie nosy w sprawy rodzinne, zawodowe i wszelakie inne. Węsząc za niszą w ekosystemie, gdzie będą mogli znaleźć dla siebie pożywkę.
Obiecanki nie zadziałają. Większość z nas ma tą głęboko skrytą świadomość. Daje się jednak ponieść fali mody i, co gorsza daje temu upust publicznie. Na portalach społecznościowych, na swoich blogach, czy też starodawną metodą rozmowy ze znajomymi. Taka obietnica to jak ból w dupie, jak gwóźdź wystający z krzesła. Koszmar. Bo trzeba będzie zdać sobie sprawę, że się jej nie dopełniło. Dołoży się więc ten efekt do braku zadowolenia, który wcześniej spowodował wygenerowanie obietnicy.
Bowiem problemów nie rozwiązuje się już samemu. Problemy się oddaje terapeucie, instytucji, jakiemuś środkowi odurzającemu, przyjacielowi, powierniczce sekretów. Na pewno się go nie rozwiązuje. Można co najwyżej sobie to obiecać i potem czekać na cudowny splot okoliczności, które doprowadzają do spełnienia.
I tak obietnica rzucenia palenia nie doprowadza do samospełnienia. Trzeba zajarać albo kupić sobie plasterki. No może pigułki albo zastrzyki. Może być e-papieros. Może eee terapeuta. Hipnoza! Albo szamański taniec gołych pośladków z różową trąbką z dalekiej Afryki. Trzeba zdecydowanie, szerokim łukiem omijać kwestię swojej decyzji. Tego gorącego kartofla koniecznie trzeba komuś podrzucić.
Ale kartofel ma wygrawerowanego adresata problemu i nigdzie jakoś nie może zagrzać miejsca. Wraca jak bumerang. Nie dajemy sobie więc rady ze zrealizowaniem postanowienia noworocznego. Jesteśmy do niczego. Nie dość, że toczy nas nałóg to jeszcze nie dotrzymujemy postanowienia. No i co to za postanowienie? No żadne, to taki zabór energii. Para w gwizdek.
Co gorsza, w trudnych momentach, gdy chcielibyśmy zajarać ta obietnica jest jak sabotażysta. Ciężar niesprawiedliwości, że oto NIE MOŻEMY zapalić, gdy inni sobie palą jest zbyt duży. Przecież obiecaliśmy. To tak stresuje. To tak męczy. Tak bardzo, że trzeba zapalić. Jesteśmy więc do niczego i trzeba udać się do terapeuty albo poczytać, co ma do powiedzenia na ten temat specjalista.
Obiecanki to taka fajna moda...
Mody, chwyty, podchody. Bo macie czuć się podle. Bo macie być niedorajdami. Nie wolno być szczęśliwym i spełnionym. Sorry, takie czasy mamy. Ktoś musi kupować lekarstwa, ktoś musi chlać wódę i jarać szlugi.
Komentarze
Prześlij komentarz