Ci którzy pozostali
Ostatnio usłyszałem historię o matce która straciła dwoje dzieci w katastrofie. Podobno jeden z jej synów bardzo nie chciał lecieć. Przytulał ją i pytał co się stanie gdy samolot się rozbije? Usilnie nie chciał wsiąść do samolotu. Jedak wsiadł i to był akurat ten feralny lot.
Jedyny sens jaki w tym widzę to trzecie dziecko które pozostało. Obecnie matka przeżywa piekło, bo obiecała synowi, że samolot się nie rozbije. Wśród ogromu rozpaczy pozostało jej także zapewnić przyszłość ocalałego
dziecka.
To wysunęło moją kolejna myśl ze przecież w katastrofie pod Częstochową też ktoś przeżył. Podobnie jak w zderzeniu skoczków w Warszawie. Ktoś przeżył czyli to nie był jeszcze ich czas.
Niestety nie da się odwrócić tragicznych splotów okoliczności i tak bez żałoby powrócić do normalności jakby nigdy nic się nie stało. Ale nasuwają mi się dwa wnioski- ze to potencjalnie mógłby być każdy z nas i to ze zawsze są Ci którzy w bezpośredni sposób uniknęli śmierci. Ci którzy pozostali.
Smutnym jest fakt ze kogoś już nie ma a dla matki owych dzieci to wręcz tragiczne rozdarcie pomiędzy chwila obecna a przeszłością. Każdy w swym bycie będzie stal przed takim dylematem i niestety prędzej czy później będziemy musieli zaakceptować katastrofalne fakty. Nawet jeśli nasi bliscy umierali by tylko we śnie to i tak byłoby to niemniej szokującym doświadczeniem. Przecież pozostaje tyle wspomnień i jeszcze więcej planów na nigdy niedokończona wspólna przyszłość.
Ale jeśli skupimy się tylko na tym co mogło by być lub po prostu kiedyś było to cóż warte jest nasze życie? Przecież i tak tu jesteśmy, i właśnie być może, mamy coś więcej do zrobienia.
Tragedie z pewnością definiują naszą przyszłość. Samo skupianie się na lękach związanych ze śmiercią tez nic nie zmienia. Nawet gdybyśmy unikali do końca życia jakiejkolwiek niebezpiecznej, czy tez bezpiecznej aktywności to i tak po pewnym czasie staniemy się niebytem. Na każdego jest jakiś plan i jakaś droga której czasem większość z nas
nie rozumie.
Ci, którzy pozostali przy życiu mają swoje misje. Być może owa matka musi teraz kochać jednego syna tak jakby kochała troje dzieci naraz. Niektórzy pozostali by szukać prawdy i znaleźć winnych. Inni po to by zapewnić by nic podobnego już więcej się nie wydarzyło. Zatem wbrew pozorom jest dużo do zrobienia.
Można tez być, tylko niemym obserwatorem i pod wpływem traumy zupełnie znieruchomieć ale nikt nie musi do końca życia być jak kamienny posag.
Czy to ma oznaczać że rodzic ma przestać wychowywać i kochać dzieci, instruktor szkolić, pilot latać? Być może mamy to teraz robić z większa uwaga lub po prostu jeszcze lepiej niż wcześniej. A może oznacza to, że życie mówi nam co innego i chce byśmy najzwyczajniej na świecie cieszyli się prostymi faktami. Najtrudniej jest odnaleźć cały sen życia w kolejnym zwykłym dniu. Bo na co jeszcze czekać? Los obdarzył nas czasem i nadal istniejemy więc nawet najdrobniejsza rzecz, czy gest jest warty zachodu.
Szymon Krawczyk
Szymon, dziękuję że przysłałeś mi swoje przemyślenia. Nie sposób się z Tobą nie zgodzić w tym, co piszesz. To ciekawy i, moim zdaniem, prawidłowy tok rozumowania.
Zawsze życie postrzegane z perspektywy śmierci traci na sensie. Śmierć postrzegana z perspektywy jakości życia wygląda dużo lepiej, gdyż jest po prostu końcem.
Jesteśmy w stanie, z bólem, akceptować odejście bliskich, lub znanych nam ludzi jeśli przeżyli cały swój cykl życia. Dopełnili je a śmierć stała się tylko zakończeniem całego, pięknego procesu. Mamy jednak wielki problem z akceptowaniem przedwczesnej śmierci młodych ludzi.
Zapamiętałem kiedyś piękne stwierdzenie ateisty, którego syn tragicznie zginął. Nic to oczywiście nie umniejsza wyobrażenia tragedii, ale ojciec powiedział, że synkowi było dane przeżyć szczęśliwie wiele lat. Że był otoczony miłością bliskich i wielu bytom nie tylko nie dane było zaistnieć wśród żywych ale też wielu żywym nie było dane czuć miłości.
Zastanawiając się nad naszym wrażeniem podłości życia nie da się nie zauważyć, że na świecie żyją ludzie przeżywający piekło. Jak choćby ta matka, o której wspominasz. z takiej perspektywy dobre życie zakończone wcześniejszą śmiercią wydaje się być lepsze niż piekło, które też się zakończy śmiercią.
Jeśli więc ustawić takie dziwne równania, to po dłuższej gimnastyce umysłu dojdziemy do wniosków, że to jakość życia stanowi priorytet a nie czas jego trwania. Czas trwania życia o dobrej jakości jest drugorzędny.
Komentarze
Prześlij komentarz