Nie wytrzymałem w łóżku, nie będę spał na siłę bo tylko się coraz bardziej złoszczę. Baranów też nie mam zamiaru liczyć, bo przecież również po to zmieniłem otoczenie.
Czasem, w środku nocy, gdy się obudzę nie daje mi zasnąć natłok myśli. Nie są one jakimiś priorytetowymi przemyśleniami.
Mistrzowie zen namawiają do zachowania jasności i czystości umysłu. Wyobrażać sobie można, że myśl to przepływająca chmurka. Ale co jeśli jest naprawdę pochmurnie i myśli różnego kalibru kręcą się w ośrodku niżowym?
i na to czekam, upragniony rytm Alfa, a potem od razu Theta i tak do rana... |
Oczywiście, jako dobry konsument, mógłbym sięgnąć po jakiś rewelacyjny, paramedyczny środek nasenny. Herbatkę, pastylkę lub równie skuteczne kadzidełko czy stary kapeć dyndający rytmicznie na sznurku.
Ale od kiedy mam bloga, mogę sobie trochę popisać terapeutycznie. To taki auto szantaż. Nie chce mi się spać? Nie? No to będę pisał i zobaczymy czy mi się nie zachce.
Samo kłębienie się myśli podobnie jak świadomość jest dla mnie sporą zagadką. Niektóre odkrycia pojawiały się równolegle w czasie, w różnych miejscach. Oczywiście, czasem był to plagiat i ACTA sprzyjają aby to ukrócić.
Niemniej jednak można by zastanowić się, czy pomysły są nasze, czy są dla nas. Czy myśli rodzą się w naszej głowie, czy tylko głowa jest odbiornikiem. Jednak jeśli jest nastawiona na jakąś częstotliwość to nadal nie daje odpowiedzi, gdzie powstają myśli.
Przypomina to prymitywną spychologię myślową, która przejawiała się w historii choćby poprzez wizję naszego świata w kosmosie. Jasne kiedyś było, że skoro ziemia jest płaska to musi na czymś leżeć, no przecież nie będzie wisiała w nicości, spoczywała więc na słoniach. Dla dociekliwych, którzy powątpiewali albo po prostu chcieli wiedzieć więcej był przygotowany kolejny szczegół kosmologiczny. Żółwie też nie wisiały, stały na skorupie wielkiego żółwia. No a dla super niedowiarków był hit, ten żółw stał na kobrze, która zjadała własny ogon.
Przypomina to prymitywną spychologię myślową, która przejawiała się w historii choćby poprzez wizję naszego świata w kosmosie. Jasne kiedyś było, że skoro ziemia jest płaska to musi na czymś leżeć, no przecież nie będzie wisiała w nicości, spoczywała więc na słoniach. Dla dociekliwych, którzy powątpiewali albo po prostu chcieli wiedzieć więcej był przygotowany kolejny szczegół kosmologiczny. Żółwie też nie wisiały, stały na skorupie wielkiego żółwia. No a dla super niedowiarków był hit, ten żółw stał na kobrze, która zjadała własny ogon.
Wracając jednak do myśli. W procesie decyzyjnym są one tylko balastem. Biorąc pod uwagę, że w mózgu można zmierzyć aktywność wcześniej niż świadomość wykreuje jakieś spostrzeżenie to może znaczyć, że jest to tylko nakładka na dużo bardziej skomplikowaną strukturę.
Decyzje zapadają a potem cwana świadomość dopasowuje argumenty. Jakby sama ze sobą dyskutuje i możemy tylko spieprzyć to co intuicja, czyli potężniejsze narzędzie nam podszepnęła.
Może więc myśli przypływają z głębokich odmętów podświadomości i tylko prezentują się naszej świadomości jak w kinie. Nam wydaje się, że decydujemy, że rozważamy, że badamy. Tak jak mi teraz się wydaje, że rozważam bardzo ważną kwestię a ni diabła nie wiem dlaczego nie mogę spać.
Przypływanie myśli z podświadomości to temat szelmowsko przebiegły jak skorupa żółwia pod nogami słoni. Nic nie wnosi, tylko dokłada kolejny problem aby zmylić przeciwnika.
Chyba podobnie będzie z odbieraniem myśli przez mózg od całego kolektywu. Powiedzmy, że nasze płaty czołowe, o ile nie zostały unicestwione etanolem lub innymi środkami psychoaktywnymi wiążą nas w subtelny sposób. I tak wypadkowa działania wszystkich bio komputerów, w postaci chmury myślokształtu rezonuje z naszymi płatami czołowymi.
Jeśli tamto było szelmowskie to ta idea już jest iście makiaweliczna i przypomina wielką kobrę zjadającą własny ogon.
Zwolennicy przypinania motylków szpilkami do wnętrza gabloty uśmiechną się z pobłażaniem na te zapisane przeze mnie bzdety. Oni przecież wiedzą, bo im elektroencefalograf pokazał, że po prostu mój mózg teraz działa w fazie aktywnej beta przeplecionej czasem błyskiem fali gamma, nie przeszedł do fal alfa i to dlatego siedzę przy kompie. Brzmi bardzo poważnie. Niemal jak nazwa leku homeopatycznego. Musi tak brzmieć aby dalej nie drążyć, szczególnie że można się dowiercić do pustki.
Zasadniczo wg tej ostatniej teorii wystarczy dość długo posiedzieć i nadejdzie ta fala alfa a po niej to nawet theta i faza rem, gdzie spadnę z krzesła obok stolik pochrapując i śliniąc się z kącika ust.
Prawdopodobne. Szczury po 2-3 tygodniach bez snu zdychały. Jak widać potrzebujemy snu. Tylko jakoś nie możemy tego kontrolować.
O i to jest temat do medytacji i pracy nad własnym, wewnętrznym rozwojem. Opanowanie zagadnienia snu, jak jogin albo człowiek git, lub też nawet sam As (żywię nadzieję, że As z Hydrozagadki nie jest objęty zastrzeżonym znakiem towarowym i smutni panowie nie dobiorą się do mojej obywatelskiej dupy za naruszanie praw autorskich). Czyli w natłoku spraw, gdy mamy już w terminarzu kilka godzin do odpoczynku to sobie zrobię pstryk i zasnę.
Może ja po prostu jakiś kurwa niedotleniony jestem? No niby biegam, ale może płytko oddycham i nic z tego dotlenienia. Albo biegam za szybko i mam przemiany beztlenowe a teraz organizm odkwasza mi mięśnie.
Nic to nie pomoże. Wnikam głęboko do swojego mózgu w poszukiwaniu początku rytmu alfa. Przeczytałem na Wikipedii, że to 8 do 12 Hz. Rytm zmienny. Ale go nie widzę. Nic.
Rozwiązaniem ekonomicznym i zdrowym dla wątroby byłby pomysł zapożyczony z filmu 'jak rozpętałem 2 wojnę światową'. W jednej z knajp, dla powstrzymania pożaru dymiących głów i dla zatrzymania dewastacji lokalu, barman grany przez Benoit (chyba tego starszego, czyli ojca swojego syna – się umie wytłumaczyć proste sprawy - co?) używał tzw przedłużenia ręki.
Krótka pytka, prawdopodobnie napełniona piaskiem aby nie zostawiać śladów do obdukcji rozpędzana była w dłoni ruchem obrotowym. Energia kinetyczna tej pytki przekazywana była krótkim impulsem do mózgu poprzez kość ciemieniową. Tenże impuls skłaniał delikwenta do gwałtownego zatrzymania całej motoryki ciała i sugerował krótkotrwały odpoczynek. Bomba!
Na dłuższą metę zakłóciłoby to być może prawidłowy wzrost włosów i może lekkie migreny ale zamontować sobie to nad łóżkiem przy pomocy prostej maszyny na sprężyny i po problemie! Zawsze można poprosić żonkę o ten szlachetny gest i dar snu.
Nie, teraz tak nie można zaraz by ktoś doniósł i do sądu. Teraz mamy świat prawa, dziecka w dupsko nie można klepnąć bo albo do pierdla za przemoc albo za molestowanie – kurwa, ja pierdolę! Cytując Adasi Miauczyńskiego. (oj znowu ryzykuję, zadzieram z rycerzami zakonu ACTA).
No i pomalutku, pomalutku nachodzi senność. Pewnie nadejdzie, gdy już będzie pora wstawać. Po malutku, po cichutku, po wolutku. Mamy już trzech bohaterów: Malutek, Cichutek i Wolutek. Oni zwykle są pierwsi w opowieściach a to co interesujące nadchodzi zaraz po nich.
Na bieżąco analizując nieco chaotyczną teść tego posta dochodzę do wniosku, że jestem już nie jestem pod wpływem fal beta (gdybyście kupili sobie domowy elektroencefalograf to zapamiętujcie że jest to 12 – 28 Hz i mała amplituda).
Dobra idę do wyrka, jeśli na tym się skończył post to znak, że albo zasnąłem albo mi się już nie chciało wyłazić spod kołdry.
Dobranoc albo może bardziej dzień dobry
Ta very komplikejtyt to twoje rozważanie na temat braku snu :))
OdpowiedzUsuń