![]() |
relatywnie proste nawyki ruchowe |
I ta druga część definicji jest bardziej dla nas, skoczków interesująca.
Trening w trakcie szkolenia, czy też szkolenie połączone z treningiem decyduje w bardzo dużym stopniu o bezpieczeństwie skoczka.
Trening ma jednak swoje prawa. Tak jak wiedza, która nie jest utrwalana – ulatuje z głowy i to całkiem skutecznie zwalniając miejsce na nowe informacje (niekoniecznie związane ze skokami) tak i nawyki ruchowe bez powtarzania ulegają 'biodegradacji'.
Najlepsze efekty szkolenia teoretycznego i praktycznego można uzyskać, gdy zajęcia prowadzone są w trybie stacjonarnym przez dłuższy czas. Idealnie byłoby poświęcić miesiąc na zgrupowanie, na którym od początku można dać w kość kursantowi i pozwolić mu na kształtowanie zarówno poziomu i trwałości wiedzy jak i czynności motorycznych.
W spadochroniarstwie te drugie wydają się być mniej istotne niż wiedza, jednak to co zostanie utrwalone jako psychomotoryka zostaje w skorupce i może trącić nawet na starość.
Najczęściej używany przykład to jazda na rowerze. Uczymy się w dzieciństwie a potem bez problemu wsiadamy i jedziemy nawet po kilkudziesięciu latach.
Ale dzieci mają w sobie upór tępej piły. Będą powtarzać aż do naszego znudzenia, wkurzenia i białej gorączki. A one po prostu przyswajają w ich mniemaniu ważne nawyki ruchowe. Czy to kręcenie się w kółko, czy zeskakiwanie z krawężnika, czy machanie patykiem to wszystko jest potencjalnie istotne w przyszłości. Ponieważ pojemność mózgu versus długość życia daje nieograniczone możliwości kodowania, prują pod swoją czapkę ile tylko wlezie.
Starsze jednostki (a takie biorą się za skoki spadochronowe) nie mają już tyle czasu i cierpliwości. Środowisko naturalne, które cały czas rozdyma każdemu ego do odrealnionych rozmiarów pozwala trwać w mylnym przekonaniu, że za co byśmy się nie wzięli, to przyjdzie nam jak z płatka.
Tak więc widzę moich studentów, którzy od wielu swoich skydiverskich pokoleń na szkoleniu teoretycznym kiwają z przekonaniem głową, gdy tłumaczę jak ważne jest przygotowanie naziemne do komfortowego przebiegu skoku a potem co? Wózki leżą zakurzone albo używane są do rajdów i zabawy.
Tymczasem trzeba powtórzyć czynność kilkaset razy aby została skatalogowana przez mózgownicę jako naprawdę istotna. No bo po co klasyfikować tak czynność, która została zrobiona raz albo dziesięć razy? Jeśli jest to kilkaset to odświeżenie ruchu, nawet w skrajnie trudnych sytuacjach czyli opuszczeniem samolotu na znacznej wysokości nad ziemią, jest łatwiejsze.
Sztuki walki, sport wyczynowy, taniec itp. to tysiące powtórzeń krótkich sekwencji ruchowych stopniowo łączony w zawiłą całość. Skoki trudno do tego porównać bo są pod kątem psychomotoryki powiedzmy niedorozwinięte. Ale zasada pozostaje bo w skokach o ile to co mamy wyćwiczyć jest prostsze to warunki zewnętrzne do sprawdzenia w powietrzu umiejętności są bardzo trudne – przynajmniej na początku.
Trening realizowany w długich odstępach czasu to trening gorszy niż przeprowadzony w sposób spójny na jakimś zgrupowaniu. Efekty treningu ciągłego są też lepsze. Sam pamiętam jaki turbodopalacz dawały obozy, na których trenowałem piłkę ręczną w porównaniu z treningami 3 razy w tygodniu po 2 godziny.
W skokach spotkania na lotnisku odbywają się zwykle co weekend. No chyba, że synoptycy (a to są jakieś skompercjalizowane prukwy i chyba opłacają ich centra handlowe) zapowiedzą marną pogodę. Pomimo regularnych kiepskich zapowiedzi, faktycznie często pogoda nie pozwala na skoki. Tak więc w tym najbardziej newralgicznym momencie, kiedy następować szkolenie praktyczne – czyli trening, następuje lenistwo i głupie pomysły.
Gdyby w idealnym świecie, czas niepogody skoczkowie przeznaczali na trening naziemny to w Polsce mielibyśmy całą masę mistrzów Świata (bo pogodę mamy fatalną) a do tego wyszkolonych przy niskim budżecie.
Trening naziemny jest bowiem trochę tańszy niż próby treningu w powietrzu a połączenie obu dopiero daje idealne efekty. Takie nawyki powinny być wyrabiane podczas początku szkolenia spadochronowego, już na szkoleniu AFF.
Dwadzieścia lat temu i dalej organizowane były obozy spadochronowe w najlepszych miesiącach pogodowych, czyli lipiec i sierpień. Od tego czasu jednak wiele się zmieniło, odpłynęły zarówno wyże Azorskie jak i pieniądze z budżetu państwa przeznaczane po części na obronność kraju a po części na edukację młodzieży (żeby jej coś głupiego do głowy nie przychodziło). No ale na szczęście teraz mamy już socjalizm za sobą, każdy może wyciągnąć portfel albo kartę kredytową i zapłacić za każdy skok. Uff, dzięki temu można było też zwiększyć liczbę urzędników i wszyscy są szczęśliwi.
Jeśli więc można dogadać się z instruktorami, że jakiś dłuższy czas będzie można przeznaczyć na ciągły trening, najlepiej ze stałym dostępem do instruktora (tu bez przesady, dajcie żyć instruktorom) to można liczyć na nie tylko szybsze efekty szkolenia ale także redukcję nakładów na bezowocny transport i kwaterunek.
Wyjazd nad dwa tygodnie to wcale nie to samo co siedem weekendów. Wyjazd z instruktorami to nie to samo, co przyjazd na lotnisko i przebywanie obok nich.
Zalety treningu ciągłego docenić mogą Ci, którzy nauczyli się dużo więcej niż tzw grupa porównawcza. Teraz jednak nie będę wymieniał nazwisk bo mnie dorwie GIODO albo okaże się, że dawni studenci są w fazie rytualnego zabijani mistrza (RZM).
Czego więc byście nie zamierzali robić, wykrójcie więcej czasu i zbierzcie więcej pieniędzy. Zróbcie mocne pierwsze wejście bo ono wpływa na efektywność lub efektywność i bezpieczeństwa szkolenia. Czy to taniec, czy to nurkowanie, czy to skoki spadochronowe. Zawsze szybciej i więcej można dowiedzieć się i wyćwiczyć na dłuższych pobytach szkoleniowych.
Zgrupowania spadochronowe w Sevilli - czyli treningi stacjonarne w praktyce
Terminy i niektóre ceny związane ze skokami w Hiszpanii
zgadzam się!
OdpowiedzUsuń