Przejdź do głównej zawartości

jak coś robić to robić dobrze. Coś o BASE

Jadę na kurs BASE. O to ciekawe, ile masz skoków? Prawie 400. No to fajnie, a jak się przygotowałeś(aś) do tego kursu? No po co? Przecież od tego jest kurs.

czasem można nie przejść przez sito statystyki
Przykładowa konwersacja na temat dość istotny dla być albo nie być. Biorąc pod uwagę, że przeciętna kariera BASEjumpera to 5 lat a zakończenie statystycznie jest tylko jedno – rozwieję wątpliwości, że nie prowadzi do nudnej starości. Prowadzi na skróty do zakończenia starości ale z pominięciem wielu ważnych etapów życia.
To zdecydowanie niebezpieczna materia i wymaga pewnego uszanowania. Już skoki spadochronowe są aktywnością, która wymaga przemyślenia i zrozumienia tejże materii aby zmniejszyć ryzyko zejścia ze sceny życia.

Jednak czemu się dziwić, jeśli zdecydowana większość skoczków nie zagłębia się choćby w sprawy sprzętowe i gdy pokazuje się wnętrze pokrowca od zapasu i niektóre detale konstrukcyjne to widać prawdziwe zdziwienie malujące się na twarzach. To samo jest z zasadami bezpieczeństwa. Niestety podobnie jest też z procedurami awaryjnymi. Szerszy wykład o tym co może się zdarzyć i jak postępować w takich sytuacjach połączony z małym, wyrywkowym odpytaniem obnaża wszechobecną konsumpcyjną ignorancję.

Spadochron stał się podobnie jak zestaw do nurkowania w systemie PADI, jedynie gadżetem na plecach. Rozmiar, nazwa producenta, nazwa produktu i zgranie kolorystyczne z kombinezonem to są ważne parametry. Chyba lepiej ludzie znają się na swoich samochodach niż na swoich spadochronach.
Czemu tak jest? Bo następuje upadek wartości reprezentowanych przez kapitalizm? Bo postępuje stopniowe zidiocenie społeczeństwa? A może dlatego, że mało kto uświadamia sobie odpowiedzialność za swoje życie i zdrowie. Może dlatego, że w trakcie kursu podstawowego nie następuje prosty przekaz werbalny (lub pisany): kurs podstawowy obejmuje niezbędne minimum wiedzy potrzebnej do ukończenia kursu. Po zakończeniu kursu wiedzę należy utrwalać i pogłębiać. Zaprzestanie procesu pogłębiania wiedzy prowadzi do bezmyślnego napierdalania skoków i zwiększania ryzyka odniesienia kontuzji lub utraty życia.

Ale czy to coś da? Przecież każdy z nas – konsumentów żyje w poczuciu nienaruszalnej zajebistości. Jesteśmy zajebiści i każdy o nas się bije. Sklepy tną ceny bezpardonowo, firmy konkurują o każdego z nas. A my chodzimy z podniesioną głową i tylko wybieramy, to tak, to tak, to nie, to długo jeszcze nie a to nigdy nie.
Te zmiany postrzegania rzeczywistości, której obraz maluje się reklamami i zachętami jest procesem wszechobecnym i bardzo silnym. Potrawy są prostsze w przygotowaniu, urządzenia i przedmioty dopasowywane są do coraz niższym wymogów, są idiotenodporne. Nie trzeba nawet czytać instrukcji, bo kto ją czyta. Niech się inżynier napnie i wymyśli taki produkt, który można obsłużyć bez zbytniego myślenia.

Nie ma przecież czasu na myślenie. Trzeba się spieszyć i załatwiać masę spraw, które są systemowo do tego przygotowane. Więcej pośpiechu, mniej myślenia, więcej możliwości zakupu rzeczy nie wymagających myślenia i jeszcze mniej myślenia.
A najtrudniej jest dojść do wniosku, że czegoś można nie umieć. To jest przecież w opozycji do jasnych, kolorowych przekazów wokół nas. Umiemy wszystko albo kupując jakąś usługę możemy tego się momentalnie nauczyć. Pokolenie geniuszy. Wszystko, od razu, bez problemu. Sita system, leżysz i pierdzisz w kozetkę a w tym czasie ładuje się program z matrixa nauki języka. Oczywiście tyle w tym prawdy co w tym, że chuj połknął śliwkę.
Podobnym produktem stał się skydiving. AFF do tego się przyczynił bardzo silnie sprowadzając skoki do innego poziomu. Podobnie jak PADI w nurkowaniu zmieniło oblicze całej aktywności z trudniejszego i cięższego do sprzedania systemu CMAS. Tu można powiedzieć, że AFF sprowadził skoki do łatwego produktu. Trochę trudniejszego dla instruktorów, którzy musieli podwyższyć swoje kwalifikacje ale zdecydowanie prostsze dla młodych skoczków.

Oczywiście jak ktoś się rozgląda to zobaczy siebie nawoływania o bezpieczeństwo i ugruntowanie wiedzy. Ale na kursie instruktor nauczył, że to przecież bezpieczne a do tego jest zapas i automat.
Instruktor pilnował a student słuchał, kurs się skończył instruktor przestał pilnować i student też już nie chciał słuchać i poszedł w świat z podstawową, powoli wywiewaną z głowy wiedzą.
Faktycznie jednak w skokach są procedury, są właściciele stref, instruktorzy, regulaminy. W zasadzie trudno tak sobie skakać samopas aby ktoś tego nie widział i nie wniósł zastrzeżeń przy jakich poważnych uchybieniach. Można powiedzieć, że system w pewnym stopniu samoreguluje się. W BASE jest zgoła inaczej. To zazwyczaj nielegalne albo mało legalne zajęcie. Nie ma w nim instruktorów, są jedynie mentorzy. Tacy i owacy. Media promują najbardziej ekscentryczne przejawy aktywności BASE bo potrzebne jest im to do podkoloryzowania rzeczywistości.
Tak jak paczkę kabanosów bierze się z półki kurs spadochronowy. No fakt, tutaj ceny kabanosów i kursu mają rozbieżność niemal czterech tysięcy metrów. Ale jeśli ktoś ma robotę albo sponsoring to może sobie brać z górnej półki usługi i produkty.
Chlebek, pasta do zębów, kurs BASE, rolka papieru toaletowego, DVD co by tu jeszcze w tym sklepie sobie kupić?
Chlebkiem można się zadławić, pasta do zębów też może być śmiercionośna podobnie jak DVD albo papier toaletowy. Każdy się zgodzi jednak, że skok BASE może łatwiej uszkodzić niż pasta do zębów.

Nic nie jest już traktowane z należytym szacunkiem. Nic nie jest traktowane jak droga do samodoskonalenia. Skoki są wykonywane w takim samym pośpiechu jak wszystko inne. Bezrefleksyjnie. A tu można się zabić. Extreme to między innymi extreme bo jest inne niż pozostałe produkty do nabycia drogą zakupu. Mają wiele podobnych cech ale są inne bo wymagają myślenia. To, że zdecydowana większość prześlizguje się przez oczka sita statystyki nie zmienia natury tej aktywności.
Idąc na kurs BASE możemy nauczyć się od mentora jak układać spadochron, bardziej wymagający nakaże poćwiczyć odejścia bez wiatru relatywnego. Ale celności lądowania, lądowania w przygodnym terenie, analizy pogody, latania na dużej czaszy już na kursie się nie nauczymy.

Skąd jednak wiedzieć, co trzeba wiedzieć? Jak w jednym momencie włączyć myślenie bez wpadnięcia w stany lękowe? Tego nie wiem. Wiem, że w procesie warto czasem zatrzymać się i zastanowić, czy to co robimy – robimy dobrze, czy tylko po łebkach. Czy ktoś, kto nas zapyta dostanie pełną odpowiedź, czy zbędziemy go pierdołami. Czy sami wiemy tyle aby ze spokojem analizować ewentualne komplikacje w planie.

Komentarze

  1. No tak to ja sobie muszę przemyśleć swoje stany lękowe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje stany lękowe nie są niczym nowym. Gdy się robi przerwę w trakcie szkolenia to pojawiają się wirusy w mózgu. Ale pierwszy skok je wywieje z głowy. Nie musisz się nad nimi zbytnio koncentrować. Myślenie o lęku tylko go wzmacnia trzeba stanąć i spojrzeć na lęk to się okaże, że po prostu go nie ma

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak Ty wiesz jak wirusy wypędzać do piekła:)

    OdpowiedzUsuń
  4. na razie po prostu przyjeżdżaj poskakać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. BAE kurs jako jeden z produktow, który można kupic jak chleb w supermarkecie. Tak. A czego dzis nie można kupic? Choc wiem, ze gosc z którym robiłam swoje pierwsze kroki w BASE odmowil kilku osobom- bo znal i widział nieogarniecie z praca na czaszy czy ewidentny pierdolnik w glowie…
    A moje przygotowania? Oczywiście, ze mogłam być bardziej przygotowana, ale w moim przypadku decyzja o base zapadla dosc dawno, wiec czekałam tylko na moment kiedy glowa tez będzie przygotowana. A Hiszpania bardzo pomogla. Wiecej skakania- w sezonie ok. 200 skokow z intensywna nauka pod spadochronem, nagrywaniem rund i ladowan, ich analiza, trenowanie ladowan w dokladnie wyznaczonym miejscu, majac w pamieci, ze większość miejsc do wyladowanie z base to dosłownie kilka metrow i albo się zmiescisz, albo masz mniejszy lub wiekszy problem.
    Jeden z elementow, którego mi zabraklo a bylby pomocny przed base to skoki z balonu. Ale za to wyjscia ćwiczone na…basenie :-) I kilka skokow z samolotu z identyczna czasza jak ta, której używałam przez cala base trip.
    Wiec teoretycznie „kurs” base trwal tylko tydezień, bo niektóre elementy ogarniete wczesniej. Prawde mowiec nie wiem kiedy caly base kurs się zaczal, natomiast z cala pewnością trwa nadal. Wzielam sobie tyle wiedzy i doświadczenia ile mogłam, acz to bynajmniej nie znaczy, ze nauka zakonczona. To jak jakby uczen po AFFie twierdzil, ze just jest wypasionym skoczkiem…
    Wracając do pierwszych skokow- chyba nie bylam najgorzej przyogotowana, bo w 5 dni 17 bazpiecznych skokow (i w dzien i w nocy), z przytomna i pracujaca glowa, bez owczego pedu i kilkoma bardzo trafnymi decyzjami przy np. przy lataniu i ladowaniu bez sterowek (auc!!!), bliskim spotkaniem z drzewem, policja czy w koncu pokorny odwrot z obiektu, w pelnym sprzecie i pilocikiem w grabie: cala pozostala czworka wtedy skoczyla, tylko ja nie. i nawet przez mysl mi nie przeszlo, ze oto ja- ostatnia pizda- która wycykala. Ale to co zawsze powtarzajal nasz nauczyciel: jeśli masz choc odrobine wątpliwości czy skakac czy nie- nie skacz. Wiec patrzac z około 100 metrow w dol na wlasnie te strone mostu, ten wiatr, to miejsce do ladowania pelna drutow, linii energetycznych, drzew i ja- z tym co mam na plecach a w tych warunkach NIE poleci tam gdzie chce… coz, szkoda „zmarnowanego” skoku, ale przynajmniej nadal jestem w jednym kawalku i nadal ciesze się base! A wrecz odkrywam jego nowa jakość, bo już nie ma kierowcy, który wyrzuci cie na obiekcie i zdarnie na dole… Teraz trzeba pomyśleć jak się tam dostac, kiedy najlepiej skoczyc pozostając niezauważonym i musisz się napracowac chociazby ta wspinaczka na szczyt.

    Ktos kiedys powiedział, ze narkotyki sa zbyt dobre, żeby je porzucic, kiedy się już poczulo ten haj. Być może z BASE podobnie.

    Wspominasz o 5 letnim statystycznym zyciu base jumpera… Patrzac na base fatalisty list można pokusic się o stwierdzenie, ze jedynie malenki odlamek tych śmierci, to pech. W moim odczuciu kroluje uspiona wraz z ilością skokow czujność i w koncu popychanie limitu coraz bardziej i bardziej. Mysle teraz „mnie to nie grozi”. Pewnie każdy z nich tak twierdzili.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ewa, po takim komentarzu aż chce się dalej pisać.
    Jeśli choć jedna osoba zacznie myśleć o tym, co pisałem to już jest sukces.
    Dzięki

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.