Taki oto niemal niewinny żarcik pozwoliłem sobie udostępnić na tablicy popularnego portalu społecznościowego o nazwie zaczynającej się na F.
Zacznijmy jednak od samego żartu.
Zazwyczaj to opisana sytuacja, w której ciąg zdarzeń kończy się w sposób zaskakujący. To dość skomplikowany mechanizm i gdy teraz próbuję go opisać, to już sam dostrzegam, że będę drążył ten temat. Bo zakończenie wchodzi w interakcję z różnymi zależnościami społecznymi. Prawdopodobnie ma lepsze działanie, gdy dotyka sytuacji bardziej napiętych. Jak coś kogoś męczy, to żart otworzy jakiś zawór bezpieczeństwa i ciśnienie się wyrówna, może tylko na chwilę, ale w stopniu pozwalającym na spojrzenie i innej perspektywy.
Jednak niektóre żarty wydają się być niedopuszczalne. Jak zauważam są to żarty dotyczące grup o poglądach zbliżonych do fundamentalistów. Nie wolno śmiać się z papieża, bo to przecież głowa kościoła. Wszystkie napięte na swym punkcie bardziej nasycone pod względem kolorystyki rasy, nie akceptują i mają też swoich obrońców również w gronie tych wyblakłych.
To tak na szybko, bo temat jest w istocie ciekawy.
Ten żart dotyczy...
...zaraz, zaraz, żeby nie było, iż tłumaczę kawał, bo to jest coś godnego ubolewania dla obu stron ;)
Ten żart był tylko uderzeniem w stół. W reakcji zaś odezwały się nożyce. Przeleciałem komentarze na innych profilach osób, które też znalazły w tym przedni humor i wnioski są podobne.
Najgłośniej rozbrzmiewają nożyce zwolenników czarnowidztwa stosowanego.
Hasłem na sztandarach jest depresja
Przy czym należy na samym początku zaznaczyć, że depresja ma kilka twarzy i przypomina obecnie wrzucenie do jednego worka raka jelita i zwykłej sraczki jako kłopotów z dupą.
Z depresji śmiać się nie wolno, bo to jest brak empatii.
Czyli jeśli mamy poczucie humoru to mamy się z nim zanadto nie obnosić bo to razi tych, którzy tego poczucia humoru nie mają. A nie mają bo mają depresję albo mają depresję bo poczucia humoru nie mają. To oczywiście może być tylko korelacja bez żadnego głębokiego związku.
Koniec przykładów, bo brakuje mi określeń na literkę "ł"
Jednak ten świat, dzisiejszy świat, dziwny świat, najbardziej daje po dupie zdrowym. Na chorobach się zarabia. Nie mam na myśli jedynie wielkiej farmacji i jej mniej lub bardziej świadomych sługusów. To całe struktury narosłe na jakimś haśle, które opisuje odstępstwo od szeroko pojętej homeostazy. Dla tych struktur nie jest bardzo istotne jakim poziomem depresji się ktoś wykazuje.
A przecież każdy w środku ma to samo, po prostu w różnych proporcjach. Jeden pielęgnuje w sobie dystans i obserwowanie otoczenia, inny patrzy w siebie jak w drogocenny talizman albo medalik o babuni.
Ale dla żerujących na jakimś numerze choroby obnażanie pasażerów na gapę oznacza spadek wpływów z transportu. Bo gapowicze nie płacą. Płacą ci, którzy nie jadą tym autobusem, więc im więcej zaproszonych do środka, tym większa fakturka dla skarbu państwa.
Ci, którzy mają prawdziwą depresję nie mogą teraz podnieść nawet dłoni do góry. Reszta zaś zanurza się w odmętach wpatrywania we własne zbolałe wnętrze. Praca, rutyna, obowiązki, prawdziwe problemu pomagają człowiekowi utrzymać balans. A więc przekaz końcowy do tych, którzy mają nowego boga, czyli depresjo sraczkę. Zacznijcie patrzeć na innych, bo w sobie siebie jest trudno znaleźć. I odpierdolcie się z łaski swojej od tych, którzy nie mają waszego problemu. Jeśli chcecie go mieć, to go trzymajcie. Jeśli nie chcecie go mieć, to popatrzcie na tych, którzy go nie mają, weźcie przykład a nie słuchacie tych, którzy na waszym problemie zarabiają.
Nieempatyczny cham
No i zaczęło się. Oczy mi się szeroko otworzyły obserwując reakcje, których wywołanie absolutnie nie było moim zamiarem.Zacznijmy jednak od samego żartu.
Zazwyczaj to opisana sytuacja, w której ciąg zdarzeń kończy się w sposób zaskakujący. To dość skomplikowany mechanizm i gdy teraz próbuję go opisać, to już sam dostrzegam, że będę drążył ten temat. Bo zakończenie wchodzi w interakcję z różnymi zależnościami społecznymi. Prawdopodobnie ma lepsze działanie, gdy dotyka sytuacji bardziej napiętych. Jak coś kogoś męczy, to żart otworzy jakiś zawór bezpieczeństwa i ciśnienie się wyrówna, może tylko na chwilę, ale w stopniu pozwalającym na spojrzenie i innej perspektywy.
Jednak niektóre żarty wydają się być niedopuszczalne. Jak zauważam są to żarty dotyczące grup o poglądach zbliżonych do fundamentalistów. Nie wolno śmiać się z papieża, bo to przecież głowa kościoła. Wszystkie napięte na swym punkcie bardziej nasycone pod względem kolorystyki rasy, nie akceptują i mają też swoich obrońców również w gronie tych wyblakłych.
To tak na szybko, bo temat jest w istocie ciekawy.
Ten żart dotyczy...
...zaraz, zaraz, żeby nie było, iż tłumaczę kawał, bo to jest coś godnego ubolewania dla obu stron ;)
Ten żart był tylko uderzeniem w stół. W reakcji zaś odezwały się nożyce. Przeleciałem komentarze na innych profilach osób, które też znalazły w tym przedni humor i wnioski są podobne.
Najgłośniej rozbrzmiewają nożyce zwolenników czarnowidztwa stosowanego.
Hasłem na sztandarach jest depresja
Przy czym należy na samym początku zaznaczyć, że depresja ma kilka twarzy i przypomina obecnie wrzucenie do jednego worka raka jelita i zwykłej sraczki jako kłopotów z dupą.
Z depresji śmiać się nie wolno, bo to jest brak empatii.
Czyli jeśli mamy poczucie humoru to mamy się z nim zanadto nie obnosić bo to razi tych, którzy tego poczucia humoru nie mają. A nie mają bo mają depresję albo mają depresję bo poczucia humoru nie mają. To oczywiście może być tylko korelacja bez żadnego głębokiego związku.
Przy czym raczej tym czarnowidzom przydałaby się odrobina humoru a nie tym, co się śmieją odrobina depresji.
Nie jedz witamin bo ja mam awitaminozę łajzo!
Nie obnoś się z zadowolenia ze swojej pracy, bo ja swojej nie lubię, łachudro!
Nie ciesz się z miłości bo ja wolę być singlem, łapserdaku!
Koniec przykładów, bo brakuje mi określeń na literkę "ł"
A teraz druga strona medalu
Depresja kliniczna ma bardzo przykre dla nosiciela objawy. Nie da się ukryć, że jest wrzodem na dupie. Czy ten wrzód ktoś choremu nakleił, czy sam sobie go wyhodował to kwestia bardzo ciekawej dyskusji. Jednak objawy, leczenie i cierpienie otoczenia takiej osoby jest bezdyskusyjne.Jednak ten świat, dzisiejszy świat, dziwny świat, najbardziej daje po dupie zdrowym. Na chorobach się zarabia. Nie mam na myśli jedynie wielkiej farmacji i jej mniej lub bardziej świadomych sługusów. To całe struktury narosłe na jakimś haśle, które opisuje odstępstwo od szeroko pojętej homeostazy. Dla tych struktur nie jest bardzo istotne jakim poziomem depresji się ktoś wykazuje.
A przecież każdy w środku ma to samo, po prostu w różnych proporcjach. Jeden pielęgnuje w sobie dystans i obserwowanie otoczenia, inny patrzy w siebie jak w drogocenny talizman albo medalik o babuni.
Ale dla żerujących na jakimś numerze choroby obnażanie pasażerów na gapę oznacza spadek wpływów z transportu. Bo gapowicze nie płacą. Płacą ci, którzy nie jadą tym autobusem, więc im więcej zaproszonych do środka, tym większa fakturka dla skarbu państwa.
Ci, którzy mają prawdziwą depresję nie mogą teraz podnieść nawet dłoni do góry. Reszta zaś zanurza się w odmętach wpatrywania we własne zbolałe wnętrze. Praca, rutyna, obowiązki, prawdziwe problemu pomagają człowiekowi utrzymać balans. A więc przekaz końcowy do tych, którzy mają nowego boga, czyli depresjo sraczkę. Zacznijcie patrzeć na innych, bo w sobie siebie jest trudno znaleźć. I odpierdolcie się z łaski swojej od tych, którzy nie mają waszego problemu. Jeśli chcecie go mieć, to go trzymajcie. Jeśli nie chcecie go mieć, to popatrzcie na tych, którzy go nie mają, weźcie przykład a nie słuchacie tych, którzy na waszym problemie zarabiają.
Komentarze
Prześlij komentarz