Opadł kurz wyborczy. Polska ma nowego prezydenta. Wybór stanowił zaskoczenie dla wszystkich, skonfliktowanych ze sobą, stron sceny politycznej. Jednak został on dokonany. Może właśnie dlatego, że był zaskoczeniem warto nad nim się zastanowić.
Dla zachowania spokoju wewnętrznego najlepiej przestać myśleć, z jakiego obozu, z ramienia jakiej partii pojawia się prezydent. Jest wybrany, jest głową państwa, ma szansę pokazać się z najlepszej strony i działać na korzyść całego społeczeństwa. Nie ma więc po co się uprzedzać, nie ma więc też po co pielęgnować przesadne nadzieje. Pamiętajmy, że prezydent RP nie ma aż takiej władzy, aby coś spektakularnego zrobić w obie ze stron.
Mroczna strona psychologicznych chwytów, opartych o iluzję walki o wolność, o niesamowitą moc łączenia się w narzekaniach i obalaniu "systemu" zaowocowała konkretnym wyborem. Sieci społecznościowe zyskały więc interfejs do urny wyborczej, to przełom! To coś niesamowitego i być może groźnego.
Dostajemy nieprzypadkowo wyselekcjonowany fragment. Dostajemy to, co określone jest oprogramowaniu dozującym nam informacje.
Odnoszę wrażenie, że wybór, który został dokonany jest formą doświadczenia na narządzie podłączonym do sieci.
Gdyby tak zbudować antykampanię, albo kampanię, coś co spowoduje, że wyborcy zmienią na jakiś czas swoje zdanie. Nie tak trwale, tak chwilowo, tak w uniesieniu, w proteście, w słusznej sprawie. Napędzani mechanizmami relacji w stadzie, przekonani, że są jednością, bo przecież widzą to na swoich tablicach.
Gdyby to można było zrobić, to czy obcy podmiot zewnętrzny nie zrobiłby tego?
W czyich rękach mogą być największe portale społecznościowe?
Czy te ręce aby nie są od lat zaangażowane w konflikty zbrojne, w terroryzm?
Czy integracja europejska jest im na rękę?
Czy wyważone opinie, czy liberalne podejście jest rokujące dla budowania konfliktów zbrojnych?
Czy wreszcie prawicowe, religijne korzenie nie są aby pasujące do ogólnych tendencji konfliktu największych religii monoteistycznych?
Ot takie gdybanie.
Dla zachowania spokoju wewnętrznego najlepiej przestać myśleć, z jakiego obozu, z ramienia jakiej partii pojawia się prezydent. Jest wybrany, jest głową państwa, ma szansę pokazać się z najlepszej strony i działać na korzyść całego społeczeństwa. Nie ma więc po co się uprzedzać, nie ma więc też po co pielęgnować przesadne nadzieje. Pamiętajmy, że prezydent RP nie ma aż takiej władzy, aby coś spektakularnego zrobić w obie ze stron.
Potęga internetu
Nie można nie zauważyć, że duża część kampanii rozegrała się w internecie. Wydaje się, że niektóre siły polityczne skostniały w ramach tradycyjnych nośników medialnych. A przecież już kampania JKM pokazała jak silny jest elektorat z sieci. Pokazała też jak łatwy w manipulowaniu jest tenże elektorat.Mroczna strona psychologicznych chwytów, opartych o iluzję walki o wolność, o niesamowitą moc łączenia się w narzekaniach i obalaniu "systemu" zaowocowała konkretnym wyborem. Sieci społecznościowe zyskały więc interfejs do urny wyborczej, to przełom! To coś niesamowitego i być może groźnego.
Co wiemy o społecznościówkach?
No właśnie. Mamy swoje tablice, mamy setki, nieraz tysiące znajomych. Pojawiają się memy, filmiki, udostępniamy je dalej. W tym łańcuszku każdy powinien dostawać setki tysięcy powiadomień. Ale dostajemy tylko fragment.Dostajemy nieprzypadkowo wyselekcjonowany fragment. Dostajemy to, co określone jest oprogramowaniu dozującym nam informacje.
Władza nad społeczeństwami już przeniosła się do internetu
Iluzja wolnej woli, nieświadomość ułomności umysłu, lenistwo pozyskiwania wiedzy, pewność swoich przekonań - to wszystko przekroczyło masę krytyczną.Odnoszę wrażenie, że wybór, który został dokonany jest formą doświadczenia na narządzie podłączonym do sieci.
Pogdybajmy
Gdyby mieć dostęp do niemal całego społeczeństwa. Gdyby móc określać, co chętnie lajkują, co chętnie udostępniają dalej. Gdyby tak zbudować schemat dystrybucji informacji z najbardziej nośnymi koniami trojańskimi opartymi o ludzką psychikę.Gdyby tak zbudować antykampanię, albo kampanię, coś co spowoduje, że wyborcy zmienią na jakiś czas swoje zdanie. Nie tak trwale, tak chwilowo, tak w uniesieniu, w proteście, w słusznej sprawie. Napędzani mechanizmami relacji w stadzie, przekonani, że są jednością, bo przecież widzą to na swoich tablicach.
Gdyby to można było zrobić, to czy obcy podmiot zewnętrzny nie zrobiłby tego?
W czyich rękach mogą być największe portale społecznościowe?
Czy te ręce aby nie są od lat zaangażowane w konflikty zbrojne, w terroryzm?
Czy integracja europejska jest im na rękę?
Czy wyważone opinie, czy liberalne podejście jest rokujące dla budowania konfliktów zbrojnych?
Czy wreszcie prawicowe, religijne korzenie nie są aby pasujące do ogólnych tendencji konfliktu największych religii monoteistycznych?
Ot takie gdybanie.
Komentarze
Prześlij komentarz