
Kilka
tygodni temu, po którymś z moich komentarzy na fb, jeden z
użytkowników tego portalu zapytał mnie, czy jestem ateistą.
Pewnie z treści mojej wypowiedzi można było wyciągnąć takie
wnioski.
Odpowiedziałem
wtedy, że nie. Odpowiedziałem, iż jestem agnostykiem. Przepraszam za to.
Cóż,
nie miałem chyba dość wiedzy na ten temat. Źle pojmowałem
definicje. Wydawało mi się wtedy, że bycie ateistą to stanie
jedynie po stronie nauki zachodniej, negowanie wszystkiego, co nie
jest empirycznie potwierdzone. Agnostyk kojarzył mi się zaś z
kimś, kto nie jest wierzący ale zostawia pewną przestrzeń swoich
wyobrażeń niezagospodarowaną. Zakłada, że coś może być, nawet
jeśli nie zostało to jeszcze udowodnione.
Po
lekturze „Bóg urojony” Dawkinsa (polecam, polecam) okazało się, że po prostu
mylę definicje. Jestem ateistą. Myślę, że już mając 6 lat nim
zostałem, gdy tzw. katechetka zbywała mnie w odpowiedziach na
dziecięce pytania. Zwyczajnie byłem ciekaw, chciałem zrozumieć
coś, co nie może być zrozumiane bo nie jest tworzone do
rozumienia.
Dziś
mogę jako 'dumny' wytwór doboru naturalnego stwierdzić, że
prawdopodobnie wiem i rozumiem mniej niż więcej. Prawdopodobnie nie
będzie mi dane nigdy ogarnąć zasad funkcjonowania rzeczywistości
ponieważ:
- mam tylko kilka zmysłów,
- te zmysły mają zakres pomiaru wręcz śmieszny,
- jestem ograniczony zasobem wiedzy,
- jestem ograniczony możliwościami przetrawienia tej wiedzy,
- jestem ograniczony schematami społecznymi,
- czas pobytu w grze jest nieco przykrótki,
- jest cała masa spraw, które przyjemnie dekoncentrują
W
związku z tym, jako tak ograniczony twór ewolucji nie mogę
zakładać, że dorobek naukowy mojego gatunku pozwala na
stwierdzenie, że wokoło jest wyłącznie tak jak zostało to zbadane.
Nauka opiera się na potwierdzaniu lub obalaniu kolejnych teorii. Teorie są tylko próbą opisania rzeczywistości. Więc nawet to, co aktualnie nauka zachodnia opisuje, może za jakiś czas okazać się passe.
Nauka opiera się na potwierdzaniu lub obalaniu kolejnych teorii. Teorie są tylko próbą opisania rzeczywistości. Więc nawet to, co aktualnie nauka zachodnia opisuje, może za jakiś czas okazać się passe.
Mogę
jednak mieć i wyrażać (szczęście, że żyję teraz) swoją opinię, że religie są złem. Są trucizną
sączoną przez utrzymującą władzę strukturę kościelną.
Niezależnie więc od rodzaju religii nie podoba mi się, że:
- można zabić innego człowieka w imię jakiś bajeczek,
- można wpajać dzieciom dyrdymały zanim wykształci im się światopogląd i będą mogły stwierdzić, że ktoś im wciska kit,
- można ograniczać rozwój duchowy i intelektualny ludzi aby ochronić swoje bajeczki,
- można brać od ludzi kasę na utrzymanie struktury bajkowej,
- można ludzi straszyć,
- można pomniejszać wagę życia tu i teraz w imię wyimaginowanego, wiecznego raju
Co
więc zostaje? Zostaje bardzo wiele, cały ogrom mechanizmów,
których nie znamy, których być może nie poznamy. Pozostają
ciekawe teorie wielości wszechświatów i nieliniowego czasu.
Pozostaje
wreszcie fenomen życia. Nadal nie usłyszałem żadnej spójnej
teorii dotyczącej mariażu materii z życiem.
Wyobraźmy
sobie, że w dwóch dłoniach trzymamy po jednym kurczaku. Kurczaki
są bliźniakami z jednego opakowania jajek. Ważą tyle samo, mają
takie same pióra a nawet są tak samo złośliwe w swoim kurczakowym
zachowaniu. Jedną dłoń ściskamy przez kilka minut. Mamy teraz
jednego żywego kurczaka a drugiego zdechłego. Czym się różnią?
Skład chemiczny pozostaje taki sam, masa nie zmieniła się (pomijam
te ciekawe teorie z pomiarem masy przed i po zgonie, moim zdaniem to
kolejne dyrdymały)
Czym
więc jest życie? Na pewno każdy ma jakieś swoje pomysły na ten
temat, ja mam swój. Nie obroniły się pomysł z duszą – kierowcą
pojazdu. Nie obroni się też pomysł z przesiadkami
reinkarnacyjnymi. Ale może, przy próbie wyobrażenia sobie o tym,
że wszystko przebiega nieliniowo i istnieją obok siebie wielorakie
wszechświaty obroni się pomysł chmury życia. Pola, przestrzeni,
kolejnej formy energii która ewoluuje tylko w nietrwałym połączeniu
z materią.
Każdy
może sobie kombinować co chce. Nie można jednak pochwalać albo
cicho zezwalać na to, aby jedni narzucali innym swoje teorie. To, że
przekonuje mnie zasada doboru naturalnego nie znaczy, że będę
klękał przed figurką Darwina. To, że ląduje spadochronem mając
jako sprzymierzeńca siłę nośną nie znaczy, że będę palił
kadzidełka Bernoulliemu.
A
już na pewno nie będę wycinał w pień wszystkich przekonanych do
innej próby opisania rzeczywistości.
Ba,
przecież ludzie zabijają się za różne próby opisania
NIE-rzeczywistości.
O
rzesz w dupę!
To Ty jesteś antyteistą, jak uważasz, że religie to zło ;) Ateiści po prostu nie wierzą w Boga, ale nie mają negatywnego stosunku do religii.
OdpowiedzUsuńDawkins też jest antyteistą, chociaż nazywa się ateistą.
Maja, to wg takiej definicji to chyba nie wcale ateistów. Jak można nie wierząc w boga akceptować zło, które było i jest czynione w jego imię?
OdpowiedzUsuńNo ja na przykład uważam, że moherowe berety, terroryści samobójcy i inni tacy to tylko mała część ludzi wierzących. Jest też drugi biegun, czyli osoby, które w imię Boga angażują się w działalność charytatywną. No i jest też środek, czyli większość - osoby, które po prostu wierzą, chodzą do kościoła, modlą się itd., ale nie afiszują się z tą wiarą, nikomu nie pomagają i nikomu nie szkodzą. Więc ogólnie mam obojętny stosunek do religii. Widzę, że może być szkodliwa, ale nie uważam, ze to samo zło.
OdpowiedzUsuń