Za kilka dni mija rok, od kiedy przenieśliśmy się z Ulą do Sewilli. Ten rok, który był nie do przewidzenia okazał się rokiem dobrym.
Koniec świata zbiegł się z końcem naszej przygody spadochronowej w Polsce.
Nowa historia wydaje się być zupełnie inna. Nie ukrywam, że czuję jakbym odciął masę kotwic. Wszystko zaczyna się układać pomimo że nie trzeba tyle walczyć. Nie chce mi się znowu opisywać, co trzeba było robić prowadząc strefę zrzutu w Polsce. Już kiedyś to opisałem i nawet nie chcę odświeżać pamięci.
To co mogło pozostać w pamięci odwiedzających nas skoczków, to szczególna atmosfera. OK, każda strefa zrzutu ma swoich skoczków, ma swoją 'szczególną' atmosferę. Nie ma więc co się dziwić, że i nasza DZ miała fanów.
Teraz, gdy już nie ma wątpliwości, że nie szykujemy jakiegoś „podstępnego, chytrego planu ataku na Polskę i założenia innej strefy” słyszę, że niektórzy ludzie zaczynają tęsknić. Sposób prowadzenia skoków, traktowania skoczków, integracji po zachodzie słońca. To wszystko zostało zabalsamowane przed końcem świata Majów.
Dzisiaj odwiedzający nas skoczkowie i kandydaci na skoczków mogą nacieszyć się nie tylko skokami. Wiedząc co nieco na temat turystyki mogę śmiało powiedzieć, że stworzyliśmy nową jakość. To już nie tylko turystyka kwalifikowana jaką są skoki spadochronowe. To połączenie tejże aktywności z domową atmosferą. Wszystko zaś skąpane w hiszpańskim, luzackim otoczeniu. W kraju, gdzie nikomu się nigdzie nie spieszy. Gdzie na ulicach ludzie chodzą uśmiechnięci, gdzie barów jest więcej niż aptek.
Patrzę i nie mogę się nadziwić. Dynamika rozwoju przekroczyła moje oczekiwania, choć sam postrzegam siebie jako optymistę. Teraz widzę, że nasza 'oferta' to strzał w dziesiątkę. Możemy robić to co lubimy, mieć na pokładzie statku ciekawych ludzi, skakać cały rok i nie martwić się zanadto o przyszłość.
Ciekawy filtr został założony na magnetyzm przyciągania ludzi. Teraz, gdy jesteśmy w Hiszpanii, przyjeżdżają nieco inni ludzie niż, gdy organizowaliśmy tylko zimowe wyprawy na skoki. Większość to rozrzuceni po Europie Polacy, którzy mają ochotę na odpoczynek, ale też na spotkanie się z innymi ludźmi. Uzupełniają się znakomicie. Różnorodni pod względem wieku, charakteru, wykonywanego zawodu a jednak mają ze sobą więcej wspólnego niż tylko zainteresowanie skokami spadochronowymi. Nie zagłębiając się zanadto w szczegóły mogę napisać, że równie trafny pod względem poczucia humoru jest Zohan, co pod względem otwartości na otaczającą rzeczywistość Zaitgeist.
Fajnie, bo ludzi lepiej można poznać, gdy mieszka się z nimi. Gdy jest się z nimi od rana do wieczora, gdy razem można skakać, jeść, zwiedzać i bawić się. Być może to jest również jeden z filtrów, który powoduje, że przyjeżdżają ludzie, którzy chcą i potrafią być sobą na co dzień. Nie muszą udawać i trwać w jakiejś aktorskiej pozie. Może to też przyciąga do odpoczynku. Do odpoczynku od korporacji, od toksycznych społeczności. Kto wie. Przeczytajcie kilka opinii studentów z poprzedniego sezonu. To fajna lektura.
Koniec świata zbiegł się z końcem naszej przygody spadochronowej w Polsce.
Nowa historia wydaje się być zupełnie inna. Nie ukrywam, że czuję jakbym odciął masę kotwic. Wszystko zaczyna się układać pomimo że nie trzeba tyle walczyć. Nie chce mi się znowu opisywać, co trzeba było robić prowadząc strefę zrzutu w Polsce. Już kiedyś to opisałem i nawet nie chcę odświeżać pamięci.
To co mogło pozostać w pamięci odwiedzających nas skoczków, to szczególna atmosfera. OK, każda strefa zrzutu ma swoich skoczków, ma swoją 'szczególną' atmosferę. Nie ma więc co się dziwić, że i nasza DZ miała fanów.
Teraz, gdy już nie ma wątpliwości, że nie szykujemy jakiegoś „podstępnego, chytrego planu ataku na Polskę i założenia innej strefy” słyszę, że niektórzy ludzie zaczynają tęsknić. Sposób prowadzenia skoków, traktowania skoczków, integracji po zachodzie słońca. To wszystko zostało zabalsamowane przed końcem świata Majów.
Dzisiaj odwiedzający nas skoczkowie i kandydaci na skoczków mogą nacieszyć się nie tylko skokami. Wiedząc co nieco na temat turystyki mogę śmiało powiedzieć, że stworzyliśmy nową jakość. To już nie tylko turystyka kwalifikowana jaką są skoki spadochronowe. To połączenie tejże aktywności z domową atmosferą. Wszystko zaś skąpane w hiszpańskim, luzackim otoczeniu. W kraju, gdzie nikomu się nigdzie nie spieszy. Gdzie na ulicach ludzie chodzą uśmiechnięci, gdzie barów jest więcej niż aptek.
Patrzę i nie mogę się nadziwić. Dynamika rozwoju przekroczyła moje oczekiwania, choć sam postrzegam siebie jako optymistę. Teraz widzę, że nasza 'oferta' to strzał w dziesiątkę. Możemy robić to co lubimy, mieć na pokładzie statku ciekawych ludzi, skakać cały rok i nie martwić się zanadto o przyszłość.
Ciekawy filtr został założony na magnetyzm przyciągania ludzi. Teraz, gdy jesteśmy w Hiszpanii, przyjeżdżają nieco inni ludzie niż, gdy organizowaliśmy tylko zimowe wyprawy na skoki. Większość to rozrzuceni po Europie Polacy, którzy mają ochotę na odpoczynek, ale też na spotkanie się z innymi ludźmi. Uzupełniają się znakomicie. Różnorodni pod względem wieku, charakteru, wykonywanego zawodu a jednak mają ze sobą więcej wspólnego niż tylko zainteresowanie skokami spadochronowymi. Nie zagłębiając się zanadto w szczegóły mogę napisać, że równie trafny pod względem poczucia humoru jest Zohan, co pod względem otwartości na otaczającą rzeczywistość Zaitgeist.
Fajnie, bo ludzi lepiej można poznać, gdy mieszka się z nimi. Gdy jest się z nimi od rana do wieczora, gdy razem można skakać, jeść, zwiedzać i bawić się. Być może to jest również jeden z filtrów, który powoduje, że przyjeżdżają ludzie, którzy chcą i potrafią być sobą na co dzień. Nie muszą udawać i trwać w jakiejś aktorskiej pozie. Może to też przyciąga do odpoczynku. Do odpoczynku od korporacji, od toksycznych społeczności. Kto wie. Przeczytajcie kilka opinii studentów z poprzedniego sezonu. To fajna lektura.
Komentarze
Prześlij komentarz