Wciągający i dający wiele do myślenia tekst pojawił się na Nowejdebacie.pl
"Kilka uwag dotyczących państwa terapeutycznego" - autorzy Tomasz Gabiś i Mateusz Rolik.
Artykuł dotyczy tego, co chyba wielu ludziom chodzi po głowie. Coś jest nie tak z tymi chorobami. Pojawia się ich coraz więcej i coraz częściej atakują wraz z prostym ich rozwiązaniem.
Choroba jest dziś postrzegana nie jako następstwo złego trybu życia ale jako przyczyna do zastosowania terapii. To ślepa droga z punktu widzenia zarówno podatnika jak i osoby ze zdiagnozowaną chorobą. To świetlana droga z punktu widzenia osób organizujących system opieki zdrowotnej.
Gdy zaś dochodzi do wyboru terapii to zazwyczaj wygra zastosowanie lekarstwa - czyli wygrywa farmacja.
Tekst może być postrzegany jako nieco przekontrastowany. Ale poziom czerni i bieli jest przez nas zauważalny raczej z tego powodu, że nadal żyjemy w pastelowym świecie ideałów. Nie chcemy widzieć siebie samych jako trzody hodowlanej, coraz bardziej bezwzględnie oszukiwanej dla zwiększania zysków.
Jeden z cytatów z tego artykułu, który pokazuje pewną mechanikę zdarzeń dotyczących zjawiska chorobowego:
Przerażające jest to, że nie widać efektów leczenia, czyli powrotu do zdrowia. Chorzy są utrzymywani w stanie względnego zdrowia. Najlepiej aby cały czas przyjmować lekarstwa dla utrzymania się przy życiu. To ideał marketingu farmakologiczno politycznego. Wyrzuty sumienia, stres, śmieciowe żarcie, strach przed chorobami i ciągłe zakupu. Z własnej kieszeni lub decyzją polityków z pobieranych podatków (czyli drugiej ale też własnej kieszeni).
Aparat opieki zdrowotnej się rozrasta i wcale nie jest zdrowiej niż było. Bo wcale nie ma być zdrowiej.
Gdyby nagle ludzie zaczęli zdrowo się odżywiać, zdrowo się ruszać i zdrowo przestać martwić podsuwanymi trującymi informacjami. Gdyby nagle przestali poważnie chorować, nastąpiłaby katastrofa gospodarczo polityczna.
"Kilka uwag dotyczących państwa terapeutycznego" - autorzy Tomasz Gabiś i Mateusz Rolik.
Artykuł dotyczy tego, co chyba wielu ludziom chodzi po głowie. Coś jest nie tak z tymi chorobami. Pojawia się ich coraz więcej i coraz częściej atakują wraz z prostym ich rozwiązaniem.
Choroba jest dziś postrzegana nie jako następstwo złego trybu życia ale jako przyczyna do zastosowania terapii. To ślepa droga z punktu widzenia zarówno podatnika jak i osoby ze zdiagnozowaną chorobą. To świetlana droga z punktu widzenia osób organizujących system opieki zdrowotnej.
Gdy zaś dochodzi do wyboru terapii to zazwyczaj wygra zastosowanie lekarstwa - czyli wygrywa farmacja.
Tekst może być postrzegany jako nieco przekontrastowany. Ale poziom czerni i bieli jest przez nas zauważalny raczej z tego powodu, że nadal żyjemy w pastelowym świecie ideałów. Nie chcemy widzieć siebie samych jako trzody hodowlanej, coraz bardziej bezwzględnie oszukiwanej dla zwiększania zysków.
Jeden z cytatów z tego artykułu, który pokazuje pewną mechanikę zdarzeń dotyczących zjawiska chorobowego:
"(dotyczy nowej choroby, w której) ...beneficjenci są identyfikowalni, a donatorzy (podatnicy) anonimowi, zyski zogniskowane, koszty rozproszone, straty zsocjalizowane, to korporacje farmaceutyczne należą, co oczywiste, do beneficjentów – oprócz tego, że sprzedają swoje wyroby na rynku, to otrzymują olbrzymie zamówienia od rządów oraz innych instytucji i nie muszą się martwić tym, czy pacjentów stać na lekarstwa. Z punktu widzenia farmaceutycznej korporacji nowa choroba oznacza rozszerzenie rynku i nowe zyski. Interesy koncernów farmaceutycznych zbieżne są z interesami biurokracji ds. zdrowia publicznego, międzynarodowych i narodowych instytucji i organizacji..."W tej grze, w imię opieki nad dobrem narodowym, jakim jest zdrowie, szasta się coraz większymi pieniędzmi. Problemy są tworzone lub wyolbrzymiane aby nikt nie protestował. Przecież nie można chorym odbierać niezbędnego leczenia. Kwestie profilaktyki spychane są tor dalszy, ważne jest aby na każdy, nowy zespół chorobowy wyprodukować i sprzedać pigułkę.
Przerażające jest to, że nie widać efektów leczenia, czyli powrotu do zdrowia. Chorzy są utrzymywani w stanie względnego zdrowia. Najlepiej aby cały czas przyjmować lekarstwa dla utrzymania się przy życiu. To ideał marketingu farmakologiczno politycznego. Wyrzuty sumienia, stres, śmieciowe żarcie, strach przed chorobami i ciągłe zakupu. Z własnej kieszeni lub decyzją polityków z pobieranych podatków (czyli drugiej ale też własnej kieszeni).
Aparat opieki zdrowotnej się rozrasta i wcale nie jest zdrowiej niż było. Bo wcale nie ma być zdrowiej.
Gdyby nagle ludzie zaczęli zdrowo się odżywiać, zdrowo się ruszać i zdrowo przestać martwić podsuwanymi trującymi informacjami. Gdyby nagle przestali poważnie chorować, nastąpiłaby katastrofa gospodarczo polityczna.
"Zatem pojawiają się nowe choroby, zwykłe dolegliwości zamieniają się w problemy medyczne, lekkie objawy w ciężkie, ryzyko występujące w życiu staje się chorobą. Z pomocą zaprzyjaźnionych mediów, które wywołują panikę i histerię na temat chorób, kreuje się jak największy zasięg zjawiska, rozszerza granice chorób, aby maksymalizować potencjalne rynki"Od dawna można zapomnieć o etyce opieki lekarskiej. Krok po kroku jak nowotwór podsypywany cukrem wkracza w tkanki społeczne marketing farmaceutyczny. Zyski większe niż z handlu narkotykami i bronią, zyski legalne, kierowane szerokim strumieniem przez polityków z kieszeni podatnika, dają potężne możliwości. Tu już od dawna nie chodzi o reklamy w mediach. Tu kreuje się opinię kupując ekspertów, dotując wyższe uczelnie. Badania nie są poszukiwaniem prawdy, są walką o efektywne dojenie klientów.
"Korporacje farmaceutyczne sponsorują czasopisma medyczne, finansują suplementy do nich, w których drukuje się materiały ze sponsorowanych konferencji i kongresów – pismo nadaje tym materiałom wiarygodność, a potem prasa popularna przedstawia je jako naukowe. Szacuje się, że połowa artykułów pisanych w czasopismach medycznych napisana jest przez ghostwriterów pracujących dla agencji medycznych wynajmowanych przez korporacje. Agencje produkują artykuły do czasopism naukowych, w których zamiast autora widnieje dopisek „DU,” czyli „do ustalenia” – potem dopiero uczony z odpowiednią renomą daje swoje nazwisko, oczywiście za opłatą. Czasopisma medyczne stają się wehikułami propagandy i reklamy, zaciera się różnica pomiędzy artykułem naukowym i reklamą produktu"Tekst jest obszerny ale zdecydowanie polecam lekturę. Choć nie nastraja ona optymistycznie, to pozwala bardziej świadomie dostrzec otaczajacą rzeczywistość. Może z czasem zaczniemy być bardziej odporni na zasiewane lęki przed strasznymi chorobami.
Komentarze
Prześlij komentarz