Przejdź do głównej zawartości

Zabójcza równowaga

Wczoraj doszło do katastrofy w Belgii. Samolot Pilatus PC6 wywożący skoczków spadł. Wszyscy skoczkowie i pilot zginęli. Łącznie 11 osób.

Teraz, jako skoczkowie musimy się liczyć z bezrefleksyjnym, niekonkretyzowanym poszukiwaniem sensacji przez pismaków. Sposób w jaki podają te okruchy informacji uwłacza profesji dziennikarskiej.

Ale nie o tym chcę napisać. Do tego już przywykłem i nie ma szans na zmianę bo dziennikarze dają tłuszczy to od czego tłuszcza kwiczy, a tłuszcza kwiczy tak jak informują ich media i kółko się zamyka.

Chciałbym napisać o coraz większym porzucaniu odpowiedzialności za własne czyny i życie, o wierze w to, że zawsze ktoś nas pilnuje i za nas decyduje.


Katastrofa w Belgii, katastrofa z tego samego dnia polskiego ucznia skoczka i inne silnie emocjonujące zdarzenia skłaniają niemal każdego do chwili refleksji. Ta chwila jest zwykle ulotna, bardzo ulotna. Ta ulotna chwila, gdy jesteśmy rozchwiani emocjonalnie, jest szczególnie istotna do wprowadzania sobie zmian oprogramowania. Po jakimś czasie wracamy jednak do stanu równowagi i jesteśmy dalej niewolnikami naszych ocen i przekonań.


Procedury vs rozsądek

Lotnictwo obwarowane jest masą procedur bezpieczeństwa, które pilnują bezpieczeństwa lotnictwa ale nie również odbierają konieczność zdrowego rozsądku u lotników. Lotnicy niejako nie mają już po co kalkulować, bo ktoś wszystko skalkulował, mogą więc wierzyć że stosując konieczne procedury są bezpieczni. Czyli procedury i nadzorujący je personel odpowiada za bezpieczeństwo szanownych klientów. Szanowni klienci używają swoich kolorowych zabawek coraz bardziej jak dzieci, które starają się prześliznąć pomiędzy surowymi zasadami rodziców.

Jak to się ma do samolotu, który spadł? Bardzo się ma, bo to jest dość mętny styk odpowiedzialności. W tą grę zaangażowani są zarówno skoczkowie, pilot jak i organizator skoków, czasem również siła zewnętrzna - powiedzmy sponsor albo inny współorganizator.

Analizując poprzednie katastrofy, np turboleta, który spadł ze skoczkami kilka lat temu w Rosji było wiele istotnych naruszeń zdrowego rozsądku (nie piszę o przepisach bo nie o nie będzie chodziło w tym artykule). Samolot zniknął w niejasnych okolicznościach z Czech kilka lat wcześniej, gdzie ze względu na wylatane godziny uległ skasowaniu. 
Ten zombi przez długi czas zapierdzielał jak mały samochodzik wożąc w Rosji po 25 skoczków na pokładzie. 

Kto więc jest winien katastrofy, w której zmęczenie metalu doprowadziło do odpadnięcia części usterzenia ogonowego i wejścia w korkociąg? 

  • Czy tylko właściciel firmy, która ściągnęła trupa na lotnisko? 
  • Czy pilot, który pozwalał na wożenie więcej niż 16 tu skoczków na pokładzie? 
  • Czy skoczkowie, którzy wiedzieli jak powinien być eksploatowany samolot ale tani bilet na 4000 metrów zamykał im japę?
  • Czy może reszta skoczków, która nawet nie wiedziała ilu ich może być na pokładzie?



Do katastrofy doprowadziło tu ciche przyzwolenie ze wszystkich stron plus brak wiedzy reszty nieświadomie skaczących. 

Możemy tą resztę nazwać owieczkami co idą nieświadomie na rzeź. Tych co wiedzą ale nie powiedzą, nie wiem jak nazwać ale powinni mieć wyrzuty sumienia. Tych, co widzą tylko kasę i zamykają oczy na zdrowy rozsądek trzymałbym na tej samej półce co poprzednio wymienionych.
To jest początek głupich, niepotrzebnych śmierci. Wynik zaburzenia najważniejszego porządku. 


Każdy odpowiada za swoje życie. 

Każdy opowiada za przygotowanie się do przeżycia.
Dzieci mogą korzystać z doświadczeń rodziców. Dorośli korzystają z dorobku cywilizacji i starają się obserwować następstwo zdarzeń aby przewidywać proste koincydencje. 

Katastrofa Pilatusa w Lillo, gdzie udało się jeszcze uciec z samolotu pomimo korkociągu to kolejny przykład. Ktoś powie, brawurowy młody pilot. Zawsze latał tak, że brzęczała sygnalizacja przeciągnięcia. Ale mimo to skoczkowie wsiadali do środka i latali. Instruktorzy przecież zarabiali i nie chcieli podpaść menadżerowi. Menadżer liczył ecie pecie i nie obchodziło go to, że pogoda zagraża oblodzeniu skrzydeł. Oblodzenie skrzydeł + złe parametry lotu i dwie duszyczki wypadły z gry. Reszta się prześliznęła obok kosy losu.

Przy okazji właśnie tej powyższej katastrofy:

  • A kto z szanownych skoczków interesował się zjawiskiem oblodzenia skrzydeł i spadku siły nośnej (oraz wzrostu masy samolotu)? 
  • A kto się interesował jak działa instalacja przeciwoblodzeniowa, jeśli taka jest? 
  • A kto się interesował co to brzęczy podczas lotu? 
  • A kto nie zwracał uwagi pilotowi albo odmówił latania z nim? 
  • A kto nie wpłynął na menadżera aby opieprzył albo zmienił pilota? 


Wszyscy uczestnicy są odpowiedzialni. Katastrofa może przejść jeśli otworzy się jej furtki, mamy różne ogrodzenia rozsądku, przepisów, intuicji. Jeśli ludzi jest więcej, powinno być bezpieczniej bo więcej par oczu śledzi pracę trybów machiny życia.

Ale do tego trzeba patrzeć, myśleć i nie być owieczką idącą na rzeź. Trzeba parę razy odmówić skoku w trudnych warunkach atmosferycznych. Trzeba wiedzieć jakie są zagrożenia. Trzeba patrzeć kto pilotuje. To, jaki ma charakter pilot, to jak się zachowuje to nie tylko będzie miało przeniesienie na technikę lotu, to również większe prawdopodobieństwo, że wie w jakim stanie jest samolot. Jeśli jest 'luzakiem' to my możemy trafić do drewnianych skrzynek w marnej konsystencji. 


Powrót do zabójczej równowagi

Kolejna katastrofa, która dla większości będzie zapaleniem świeczki [i] lub wstawieniem czarnej kokardki. Bezpieczeństwo w lotnictwie zawsze pisane było katastrofami i wyciąganiem z nich wniosków. 

Ale bezpieczeństwo to nie tylko analiza przeszłości, to obserwowanie bieżących procesów i świadome przerywanie ich jeśli zagrażają zdrowiu lub życiu. I tu WSZYSCY uczestnicy są tak samo odpowiedzialni. Od pierwszego skoku, od pierwszego lotu, każdy ma swoje życie w rękach a czasem i życie innych.

To piszę świadomie do każdego z Was. Nie ważne czy latacie, jeździcie, pływacie - ważne, że żyjecie. Wasze życie jest w waszych rękach. Czasem brak wiedzy, brak rozsądku może zabić nie tylko Ciebie ale też kogoś, kto też miał swoją rodzinę, radości i smutki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.