Przejdź do głównej zawartości

Spadochroniarstwo jak skarpety w hipermarkecie

USPA podwyższyło minimalną wysokość otwarcia dla skoczków z licencją C i D z 2000 stóp do 2500 (600-760 metrów). Airtec w nowym oprogramowaniu automatów Cypres2 wprowadził opcję trwałego ustawiania większej wysokości zadziałania automatu.
Coś się zmienia, coś wywołuje dyskusje i to coś jest bardzo ważne dla skoczków.


Od pierwszego kontaktu ze skokami kandydat jest mamiony bezpieczeństwem skoków. Nawet jeśli mówi się o zagrożeniach to przecież po to aby ich uniknąć i dalej być bezpiecznym w swojej działalności. Motocykliści be - skoczkowie cacy cacy, alpiniści be - skoczkowie cacy cacy. Ci źli, ci zagrożeni to już tylko skoczkowie BASE. Wystarczy więc powiedzieć sobie - nigdy nie skoczę BASE i objęciach skydive jesteśmy bezpieczni.

Mamy cacane spadochroniki, mamy skyhooki i ich odpowiedniki, mamy automaciki, mamy atestowane uprzęże i zapasy, mamy projektowane komputerowo czasze główne. Kaski mamy i specjalne kombinezony też. No po prostu rewelacja.

Ale to coś, to postępujące (nie tylko spadochronowe) odmóżdżenie. To owczy pęd. Praca, kasa, napięcia, szybko samochodem lub motorem na strefę, przebieramy się w swoje kolorowe gadżety i bach z samolotu. Byle więcej, byle zajebiściej, byle uciec od problemów. 4000 metrów, wiele fajnych dyscyplin, latanie obok siebie, które coraz rzadziej wymaga przygotowania naziemnego. Coraz lepszy sprzęt nie skłania do odświeżania procedur awaryjnych. Sprzęt coraz więcej będzie robił za skoczka. Wystarczy wyciągnąć coś kolorowego z prawej, przedniej strony uprzęży a pomysły inżynierów przesadzą delikwenta na atestowany zapasik.

Dlaczego USPA po wielu latach podwyższyła minimalną wysokość dla doświadczonych skoczków? Przecież 200 (lic B) i 500 (lic D) mogą świadczyć o dużym doświadczeniu. Mogą ale już nie muszą. Sam znam wielu skoczków, którzy po AFF w pierwszym sezonie mogą łupnąć 200 skoków. Będą mieli za sobą szkolenie podstawowe, które jest obowiązkowe i na tym może się skończyć.

Żyjemy w czasach, w których mając kilkaset skoków, dorosły człowiek jeszcze lub już nie umie składać swojego spadochronu. W czasach gdy minimalny odsetek ludzi czyta instrukcję użytkowania swojego spadochronu. W czasach, gdy wszystko dookoła świeci, piszczy i nawet może nam otworzyć zapas gdy się zagapimy. W czasach gdy ćwiczenia naziemne, mentalne przygotowanie zastąpił tunel aerodynamiczny. Przez zabawę uczymy się aby się bawić. Zagrożenia zostały nie tylko zminimalizowane, one zostały wypchnięte poza świadomość skoczka. Marketing rozwijającego się spadochroniarstwa zabił świadomość. Droga poznawcza została kolorowo zamalowana rozbuchanymi oczekiwaniami osiąganego celu techniki latania.

Fizyka nie zmieniła się. Wbrew reklamom sprzętu technicznie spadochrony też bardzo się nie zmieniły. Cała reszta zmieniła się jednak diametralnie. Poziom latania w swobodnym spadaniu i na czaszy spadochronu eksplodował w ostatnim ćwierćwieczu. Czas potrzebny do osiągnięcia tych umiejętności skrócił się potężnie. Czas poświęcany na bezpieczeństwo został niemal wykreślony z grafiku, jakby nie warto było nad tym się zastanawiać. Faktycznie statystyki mogą skłaniać do tego ale to po prostu kolejne przesilenie, które będzie niosło katastrofalny w skutkach wzrost liczby wypadków. Wygląda na to, że USPA i Airtec już się do tego przygotowują.

Spadochroniarstwo to ryzykowna aktywność, w której największą sztuką jest połączyć radość z przygotowaniem planu B. To aktywność, która może pomagać w codzienności jeśli jest uprawiana ze świadomością.

Dla tego apel od tego, którego niektórzy nienawidzą a niektórzy kochają, niektórzy nazywają dinozaurem ale nigdy nie przechodzą obojętnie:


  • wymuście na instruktorach wykłady o bezpieczeństwie,
  • wymuście na pozostałych skoczkach obowiązek briefu i debriefu, przygotowanie naziemne i omówienie rozejścia,
  • wymuście na innych dbałość o separacje wyjścia,
  • wymuście dbałość o porządek lądowań,
  • nie tolerujcie głupoty i niefrasobliwości


Bo zegar statystyki cyka, nadchodzi trudny czas, gdy każdy sięga po skoki jak po parę skarpet w hipermarkecie. Masa krytyczna ogólnego braku świadomości spowoduje niebawem wysyp tragedii. Przygotujcie się już teraz i czerpcie pełniejszą przyjemność ze skoków. Skaczcie bardziej świadomie.


Ciekawi Cię ta tematyka? Chcesz poczytać więcej? Odwiedź dział wsparcia skoczka na skokiwhiszpanii.pl już teraz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.