Przejdź do głównej zawartości

Polska krew w Hiszpanii

Wbrew pozorom nie chodzi o Polonię w Hiszpanii. Chodzi o zwykłe honorowe krwiodawstwo. Na marginesie pisząc, to nie mam pojęcia dlaczego oddawanie niepłatne nazywa się honorowe, to znaczy, że płatne to już niehonorowe? 

Biorąc pod uwagę przekręty w pomrocznej dotyczące właśnie handlu krwią nie byłbym taki wyrywny z używaniem słowa honorowy lub niehonorowy.

Na pewno krew pobierana od dawców jest niezastąpiona. 

Pierwszy raz oddałem krew przy okazji jakiejś grupowej akcji. Chyba chodziło o jakiegoś skoczka. Szpitale, myślę że z konieczności i braków krwi, szantażują bliskich osób, które mają mieć robione zabiegi. Trzeba oddać krew jakoby dla tej osoby. To oczywista bzdura, prawdopodobieństwo trafienia woreczka z krwią dawcy do bliskiej mu osoby tylko ciut, ciut wykracza poza zero. Przez parędziesiąt lat oddawania tej tkanki miałem przyjemność wsadzić nos w niejeden zakamarek punktu krwiodawstwa.


Jak pobiera się krew?
Zaczyna się od papierologii, ta w pomrocznej jest rozbuchana jak wyposzczony buchaj. Okienek do zakreślenia (nie) jest masa, ale trzeba przez nie przebrnąć. Oczywiście państwowa służba zdrowia ma na wszystko wyj@bane i jeśli któreś okienko, np dotyczące pobytu we Francji w okresie demonicznej choroby BSE będzie na tak, to mogą krwi nie chcieć pobrać - zawsze to mniej roboty dla nich. 
Po papierologii prujemy do internisty, który sprawdza ciśnienie krwi, osłucha, zajrzy do japy, zapyta o to i owo i przyłoży swą pieczęć na obiegówce. Dalej dajemy palec do nakłucia i sprytną maszynką sprawdzają stężenie hemoglobiny we krwi. Jeśli jest za małe - nici z oddawania. Jeśli jest ok, to możemy zasiąść, czy też rozłożyć się na fotelu.
Obok fotela stoi elektroniczna waga z kołyską i zaworem odcinającym przepływ krwi w wężyku pomiędzy naszym zgięciem łokciowym a woreczkiem.
Woreczek nie jest pusty, w środku jest już substancja zapobiegająca krzepnięciu towaru. Waga jest zerowana, igła wkłuwana i zaczynamy oddawanie. 
450 ml plus kilkanaście mililitrów do podciśnieniowych pojemniczków, które pojadą do Sanepidu. 

Co dalej dzieje się z dawcą?
Dawca honorowo dostaje plasterek z wacikiem i równowartość kaloryczną utraconej krwi przeliczoną na tabliczki czekolady. Dawniej można było dostać obiad ale za dużo ludzi mdlało i od tego odeszli. Dlaczego mdleli? Spadek liczby czerwonych krwinek w organizmie nie jest drastyczny ale jeśli coś zjemy, uruchomimy narządy wewnętrzne, które napełniają się krwią zanim zaczną pracować. Spadek objętości krwi i jeszcze odpłynięcie jej części do narządów oznacza braki w dostawach tlenu do mózgu i sobie bledniemy a potem dynamiczne kładziemy się gdziekolwiek na podłodze. Lepiej nic nie jeść, tylko się napić. W ciągu paru godzin organizm uzupełnia objętościowo utraconą krew. Krew jest rzadsza, lepiej krąży w tkankach i można całkiem dobre wyniki robić na bieżni (oczywiście nieoficjalnie). Potrzeba około dwóch tygodni aby organizm odbudował jakościowo braki. Po miesiącu wszystko jest już znowu wyregulowane na cacy ale oddać kolejny raz krew można najwcześniej po dwóch miesiącach.

Co dalej dzieje się z krwią?
Woreczek z nazwiskiem dawcy, trafia do lodówki 'do badania'. Próbki wędrują do Sanepidu, gdzie krew jest badana pod każdym kątem bezpieczeństwa. Dopiero gdy wrócą wyniki, co trwa kilka dni, krew przekładana jest do lodówki 'do wydania'. Jeśli cokolwiek zostanie wykryte we krwi, dawca zostanie zawiadomiony i będzie podjęte leczenie.
Krew, niezależnie od grupy, niezależnie od jakości zostaje zużyta. Albo do transfuzji albo zostanie rozdzielona na suchą masę krwi i osocze. Osocze głęboko mrożone może czekać wiele miesięcy. Każdy składnik krwi jest niezastąpiony i bardzo drogi. Ponoć jakieś dwa lata temu doszło do wpadki, gdy krwiodawcy polscy mieli podpisywać kolejny papier, że zgadzają się aby ich darmowo pobrana krew mogła być dalej sprzedawana przez szpital do firm farmaceutycznych. Oczywiście podniosły się protesty i słusznie. Farmacja bez żadnych problemów mogłaby płacić setki złotych za każdy woreczek. Ale wtedy pewnie padła by instytucja oddawania honorowego.

Oddawanie jako dar
Nazwijmy to lipą. Mam nadzieję, że nikt sobie nie chce łechtać ego dawaniem krwi dla innych i myśleniem, że uratował właśnie komuś innemu życie i jest bohaterem. Pamiętam mądre słowa, mądrej baby Ewy Cyzman, która chciała mi wytłumaczyć pewną ważką kwestię. ...Przekazywanie komuś czegoś jako daru, za który nie może się odwdzięczyć, nawet gdyby chciał to ciężar dla obu stron, który odciska się piętnem na całej karmie..
I dlatego ja nie oddaję dla innych. Jeśli mają problemy i akurat dostaną woreczek, z moim nazwiskiem to spoko ale dla mnie oddawanie krwi ma charakter lecznicy.
Przypomnijcie sobie jak kiedyś cyrulicy upuszczali krew. Trochę przeginali pałę, bo prawie na wszystko lekarstwem było upuszczanie juchy. Ale dla organizmu oddanie krwi to szok immunologiczny. To czas mobilizacji i poruszenia. To taka gimnastyka układu immunologicznego. Zauważyłem, że w czasie gdy regularnie oddawałem krew żadna choroba nie miała szans (biedna farmacja, nie miała jak na mnie zarabiać). Wyregulowało się też nadciśnienie i nie musiałem brać lekarstw na jego obniżenie.

Krew polska zmieszana z hiszpańską
Tak więc, (nie zaczynamy zdania od tak więc) raz w Sevilli jak sobie spacerowałem wpadłem na jakąś spontaniczną akcję pobierania krwi. Zapytałem, czy od extranjeros też biorą. Biorą. No to dałem. A parę dni temu wypatrzyłem punkt krwiodawstwa i rok po tamtym oddaniu znowu sobie upuściłem trochę pary z gwizdka. Myślę, że wrócę do regularnego oddawania krwi. W Polsce miałem już darmową komunikację miejską, z której nie korzystałem. Oddałem już ponad dwa wiadra. Teraz wystarczy dwa razy do roku dla utrzymania organizmu w czujności bolszewickiej.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.