To
dość ważna i miła chwila, gdy widzę na prostym urządzeniu
pomiarowym wynik niższy od 10 jednostek. Fakt, pół roku wypada
blado przy zachwalanych dietach. Reklamy jasno przedstawiają dużo
lepsze osiągnięcia na przykład 8 kilogramów na tydzień.
Jest
jednak duża różnica. Zamieniłem spokojnie niepotrzebne zapasy tłuszczu na
wodę i dwutlenek węgla przy założeniu:
- mogę jeść wszystko na co mam ochotę,
- nie głodzę się i nie ograniczam drastycznie jedzenia,
- ruszam się z umiarkowaną intensywnością,
- nie jem żadnych cudownych 'suplementów'
- nie spieszę się z powrotem do młodzieńczej wagi
Co
za tym idzie, nie chodzę jakby czegoś mi brakowało. To jakieś
wariactwo nie móc sobie zjeść bułki z masłem, tłustego mięsa,
naleśników, placków. W imię czego mam sobie odmawiać jedzenia?
Wszelkie diety oparte o braki pewnych produktów, lub triki z obciążaniem układu pokarmowego białkami lub białkami z tłuszczem kończą się tym samym. Powrotem i nawet większą masą po rozluźnieniu rygoru diety.
Przez połowę roku, prawdę mówiąc naginałem trochę opracowywane przez
siebie zasady. Nie trzymałem się ich kurczowo, bo i nie miałem ku
temu żadnych poważnych powodów.
Nie
byłem otyły. Nie miałem problemów też problemów z krążeniem.
Po prostu chciałem zrozumieć i uregulować pewne kwestie dotyczące
szeroko pojętego zdrowego ale i przyjemnego życia. Przeszkadzało mi, że straciłem dawną sprawność i sylwetkę. Że statusiałem i zaczynam z niesmakiem patrzeć na swoje zdjęcia i odbicie w lustrze. To był wystarczający motor do zmian. Ale jeśli coś robić, to jak nie opracować zasad?
Nie
mam wątpliwości, że filar oparty na trzech zasadach działa.
Pozwala na normalne funkcjonowanie. Co niestety jest smutne dla
producentów różnego rodzaju suplementów.
Można
być zdrowym, zachować sprawność fizyczną, jeść normalnie i
utrzymywać neutralną wagę.
Cudów
oczywiście nie ma i ktoś grubokościsty i przysadzisty nie stanie
się nagle delikatny i smukły. Chodzi o uniknięcie sytuacji, gdy w
codziennych czynnościach tracimy komfort i sprawność. Gdy cichutko
zaczynają nam zamulać się elementy wewnętrznej hydrauliki.
Zrozumienie
pewnych prostych zależności pomaga unikać frustracji. Frustracji
związanej z efektem jojo. Męczenie ciała, czy to ekstremalnym
treningiem, czy to ascetyczną dietą jest dalekie od normalnego
sposobu życia. Organizm odbiera sobie tą pożyczkę ze zdwojonym procentem.
Z
okazji dziesiątego, spokojnego kilograma podzielę się informacją,
że jest na ukończeniu ebook, w którym w prostych słowach opisuję
pewne zasady.
Zasady
przygotowania normalnego treningu, filozofię odżywiania oraz
sposoby przygotowywania posiłków tak, aby mieć przyjemność
również z przebywania w kuchni.
Wszystko
opiera się o zasady szkolenia. Aby ktoś miał ochotę z wiarą w
swoje możliwości przystąpić do jakiejś akcji musi mieć
osiągalny cel przed sobą.
Ostatnio czytałam ciekawy artykuł o mózgu "egoiście", który dba w pierwszej kolejności o zaopatrzenie w energię siebie samego a dopiero potem reszty ciała, jak zaczynamy organizmowi fundować drastyczne diety, ograniczenia czy wyczerpujący wysiłek uruchamia tryb awaryjny, taki jak w przypadku stresującej sytuacji czy zagrożenia życia, czyli wyłącza normalne funkcjonowanie trzustki czy wątroby, a przechodzi na tryb oszczędny. Niby to wszyscy wiemy, ale jak przychodzi do zastosowania to zapominamy, że jedząc np. 2 cienkie posiłki dziennie fundujemy organizmowi sytuację kryzysową i zamiast chudnąć z zapasów tłuszczu, metabolizm zwalnia, a ciało pozbywa się tylko wody. U niektórych funkcja zaopatrywania w energię jest upośledzona, czyli ciało mówi dość, a sygnał do mózgu nie dociera i mózg drze się "za mało", więc jemy dużo ponad normę. Wtedy zaczynają się problemy z otyłością i to już kwalifikuje się do leczenia, ale przy nadwadze goniąc za modą na smukłe ciało sami sobie fundujemy takie sytuacje, które mogą do upośledzenia tejże zgodności mózg-ciało doprowadzić. Wszyscy chcemy zaraz, już, natychmiast, maltretujemy nasze bidne organizmy i szukamy cudownych sposobów zamiast "złotego środka" ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ładny wynik! teraz to zająć i utrzymać wagę towarzyszu!
OdpowiedzUsuńAni kilograma tłuszczu w tył!
:-)))
to dużo 10 kilo...gratuluje!
OdpowiedzUsuń