Przejdź do głównej zawartości

Czy można ominąć lekcje, które serwuje nam życie?

Dwie rozmowy równolegle prowadzone z bardzo różnymi osobami (to jest bezsprzeczna zaleta internetu) pchnęły mnie do opisania przemyśleń. Nie napisałem moich, bo nie chcę ich zawłaszczać, to wynik naszej rozmowy, więc naszych przemyśleń. Oczywiście jak mnie poniesie to pogalopuję w jakąś alejkę, ale zaraz postaram się sprawnie wrócić do głównego przemyślenia - czy można ominąć lekcje serwowane nam przez życie?

Co to są lekcje?

Aby móc się komunikować, trzeba zawsze w jakimś stopniu definiować pojęcia, na których mamy się oprzeć. Niestety posługiwanie się tym samym językiem bardzo często nie jest wystarczające do nawiązania nici porozumienia ;)

Niezależnie od tego, czy to my idziemy przez życie, czy też życie nas opływa, cały czas zderzamy się ze zjawiskami, z ludźmi, które w danym momencie akurat dostrzegamy. Czasem takie wydarzenia lub osoby nazywane są messengerami. Jesteśmy gotowi na coś, więc to coś zauważamy, kogoś, mechanizm itp. Takie zderzenia nie są bolesne, nie są nawet czymś, co nazwalibyśmy zdecydowanym bodźcem, ot coś sobie właśnie wzięliśmy do siebie na przetrawienie. To może być początek bezbolesnej przemiany. Ale nie nazwałbym tego lekcją.
Lekcja ma, w moim odczuciu, bardziej wyrazisty charakter, jest zdecydowanie odczuwalna. A więc, jeśli messengerem może być nie znana nam osoba, która prezentuje jakiś fragment swojego światopoglądu i nic to nas nie boli, nie wzrusza, po prostu ściąga nasze zainteresowanie to lekcją będzie zderzenie. Dopuszczamy kogoś do swojego wrażliwego wnętrza a bliska nam osoba zachowuje się tak, że nas to bardzo boli - tak to jest jakaś lekcja.
W następstwie naszych działań coś ważnego tracimy, lub coś niechcianego zyskujemy - to też lekcja. To co jest bardzo odczuwalne i może wiązać się ze zmianami kursu podczas naszej podróży przez życie to są moim zdaniem lekcje.

Jak statek na morzu

Jeśli więc zatrzymać się chwilę przy tym porównaniu to będąc takim statkiem możemy pływać skutecznie omijając bolesne lekcje. Ponoć można uczyć się też w dobrym i przyjemnym a nie tylko na podstawie bólu. I chyba tak jest, chyba kierujemy się swoją intuicją i rozumem, sporo problemów omijamy ale nie traktujemy ominiętej rafy jako lekcji. To niejako nam się należy i tego nie zauważamy, nie zauważamy stanu bez problemów i stanu bez bólu. Przepływamy przezeń ze śliną sączącą się z kącika ust. Dopiero jak w coś przywalimy to uruchamia się nasza koncentracja, to to za problem i jak go rozwiązać. Próbujemy więc otrząsnąć się ze skutków lekcji raczej nie myśląc nad nią samą.

Wypłynę więc już z tego wodnego porównania i jednocześnie podzielę lekcje na dwie, pozornie bardzo różne grupy: lekcje jakie dają nam relacje z ludźmi i wypadki losowe. Pozornie to przecież dwie różne sprawy, na jedne mamy wpływ (tak nam się przynajmniej wydaje) na drugie nie mamy wpływu (tak nam przynajmniej się wydaje). I właśnie o dwóch różnych rodzajach lekcji rozmawiam sobie z dwiema różnymi osobami.

Z obserwacji własnych i z rozmów z wieloma ludźmi wychodzi, że lekcje wracają. Te nieprzerobione, nie te ominięte.  W zasadzie nie wiemy, czy coś ominęliśmy a jeśli ominęliśmy to może wystarczył nam messenger, zmieniliśmy swój punkt widzenia i zanim w coś przywaliliśmy nabraliśmy lub zaimplementowaliśmy sobie mądrość, która okazała się skuteczna. Jednak jeśli w coś lub kogoś przywaliliśmy, zebraliśmy w sobie moc na otrząśnięcie się, ale nie zrozumieliśmy i nie wchłonęliśmy w siebie tej lekcji to ona wraca. Wraca z większą siłą.
Skała na morzu nie pasuje więc do dalszego posiłkowania się w porównywaniu.
Przejdę więc do magnetyzmu.


Jak żywy magnes

Zmieniamy swoje "pole magnetyczne" wraz z nabywaniem doświadczeń, wraz z budowaniem swojej świadomości. Nie tylko dostrzegamy ale również ciągniemy do siebie lekcje z otaczającej rzeczywistości, przyciągamy też messengerów. Można powiedzieć, że życie kroi dla nas garnitur na miarę, ale bardziej skłaniałbym się do praw i mechanizmów, trudnych dla nas do ogarnięcia ale definiujących nasze zależności z olbrzymią siecią rzeczywistości. Może jest to droga jedności pomiędzy szeroko pojętą podświadomością a naszą mizerną świadomością? Może jest to zrozumienie aktualnej rzeczywistości (w miarę aktualnej).

Lekcje z ludźmi

Mamy wokół siebie takich ludzi, na jakich zasługujemy, jakich widzimy, jakich obdarzamy naszym zainteresowaniem, z którymi więc wchodzimy w relację. To co od nich dostajemy jest odbiciem nas, to refleksy światła na drogocennych kamieniach, które pozwalają stworzyć nam tło dla zdarzeń, czasu i dla tego co dobre i złe. Bez ludzi byłaby pustka.
Ludzie reagują na nasze działania pokazując nam, czy osiągnęliśmy planowany cel, lub ucząc nas zasad akcji i reakcji. Pojawiają się wokół nieprzypadkowo.
Przypadek,  moim zdaniem, to zdarzenie, którego nie potrafimy jeszcze wytłumaczyć i zdefiniować w żaden sposób. Wiele było przypadkowych zdarzeń, które potem nauka już potrafiła wytłumaczyć.
Pojawiają się dla nas i dla siebie. To co oni na mogą dać, działa w obie strony, to znaczy, że w tym czasie jesteśmy dla siebie, jesteśmy dla swoich przemian. Nawet jeśli one bolą. No bo większość lekcji boli. Jak już wcześnie pisałem, wierzę w to, że można uczyć się w dobrym, ale aby do tego dojść wiele musi zaboleć.
Uważam (co napisałem jednej z osób), że wzajemne lekcje powinny odbywać się na podobnych napięciach. Jeśli ktoś gra mocnymi kartami, jest agresywny, jest bardzo niemiły i mamy możliwość uderzenia w miękkie to warto się zastanowić nad takim rozwiązaniem. Najgorsza jest litość. Litość to ustawianie się w pozycji wyższości moralnej. A przecież ludzie, którzy się widzą, którzy się czują i którym w jakiś sposób zależy na sobie nie potrzebują litości,  potrzebują współczucia.
A więc jeśli ktoś zadaje ból to możemy powiedzieć, au to zabolało albo oddać jak najszybciej zachowując zasadę akcji i reakcji. Tak się właśnie uczymy. Pamiętamy jednak, jak mawiał Bert Hellinger aby w złym oddać nieco mniej. Jeśli ktoś nas uraził to dla dobra relacji trzeba będzie urazić, nieco słabiej ucząc, że nas zabolało. Z drugiej strony, jak ktoś był dla nas wspaniałomyślny, dał nam coś, przyczynił się do naszej radości to kombinujemy jak oddać trochę więcej. Wtedy zło się wygasza a dobro stymuluje. I bez lęków ;)

Zdarzenia losowe

Sami dla siebie jesteśmy największymi mistrzami. Sami dla siebie gotujemy los,  ponosząc odpowiedzialność (w idealnym świecie oczywiście) za swoje czyny. Zdarzenia losowe, wszelkiej maści wypadki, prowadzące do utraty zdrowia lub nie, ale zauważalne to też ważne lekcje. Nie chcę teraz zastanawiać się, czy ważniejsze. Jestem przekonany, że pajęczynę łapiącą te zdarzenia pleciemy sobie sami.
Jeśli sobie upleciemy coś naprawdę grubego, to o ile przeżyjemy, możemy wyciągnąć wnioski zmienić coś w swoim życiu, aby nie załapać się na kolejną, mocniejszą lekcję.
Tu wchodzę w zakres dyskusji z drugą osobą, która ma na swoim koncie lekcje najwyższych energii, z granicy pomiędzy życiem i śmiercią.
Zgodziliśmy się w tej rozmowie, że ludzie chcą zaistniałą lekcję odepchnąć, unieważnić, wymazać i zapomnieć, tak jakby nigdy się nie zdarzyła. Ale to nie messenger! To już lekcja, to już cios.
Gdy się leży w szpitalu dziękując swojemu losowi za to choćby, że można jeszcze za coś podziękować, trzeba (moim zdaniem) dokonać rozrachunku sumienia. To, dlaczego doszło do wypadku jest ciekawe, to może zbudować wiarygodną bazę danych, uszczelnić system bezpieczeństwa. Ale dużo ważniejsze jest PO CO wydarzył się ten wypadek. PO CO mamy właśnie taką lekcję? Dopiero wtedy, gdy zrozumiemy jak ważne jest to, co jest przed nami, w wyniku tej lekcji, możemy zmienić swoje "pole magnetyczne", możemy przebudować naszą rzeczywistość i zacząć omijać podobne lekcje.

Zakończenie

Czy można ominąć lekcje? Tak, ale tylko te, które już przerobiliśmy. Możemy przerobić je zanim się zdarzą, dzięki messengerom. Możemy (co boli) przerobić je na sobie, ale wtedy trzeba być już bardzo czujnym. Ale nie ma czego się lękać, bo gęba nie szklanka a my właśnie jesteśmy elementem tego życia, jesteśmy z tego życia, więc nic ponad to co ma się nam zdarzyć nie powinno się nam przydarzyć ;D

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi

motoryzacja: kasowanie inspekcji Vito 2 115

interesują nas dwa lewe przyciski M i 0 To będzie naprawdę krótka rada. Zmieniając olej w swoim Vito 115 z 2009 stanąłem przed problemem kasowania inspekcji olejowej. Tzn. wyzerowania licznika, który cyka do kolejnej zmiany oleju. Bardzo wygodna pomoc dla kierowcy. Nie muszę zaglądać pod maskę i patrzeć, co jest napisane na wiszącej na silniku tekturce. Mogę sobie jednym przyciskiem odczytać ile zostało kilometrów do wymiany oleju. Dodatkowo, jeśli już zbliża się czas wymiany komputer sygnałem dźwiękowym przypomina się. Tyle, że olej zmieniłem a komputer przy każdym włączeniu przypominał, że czas minął. Na forach internetowych, na zasadzie ctrl C, ctrl V są takie same rady. Włącz zapłon, naciśnij dwa razy przycisk z lewej strony M, wyłącz zapłon, naciśnij i trzymaj oraz włącz zapłon. Już mnie od tego palec bolał aż wreszcie znalazłem prawidłową kombinację dla mojego Vitka. Aby skasować inspekcję, czyli ustawić na kolejne 30 tysięcy km trzeba zrobić tak: 1.zapłon