Przejdź do głównej zawartości

Marzenia jak kraty - więzienie w iluzji

Przez lata podążałem nastawiony bezkrytycznie wobec pseudoprawdy o marzeniach.
Myślałem, że faktycznie wytyczają one pewne tory w życiu, że są tym kolorowym zawrotem głowy.
Czar prysł jak zwykle w jednym, krótki momencie.
To była chwila, gdzie czytając jakąś dyskusję doszedłem do zdania zadanego z zupełnie inną intencją:
...no a jakby wyglądało życie bez marzeń?
Pytanie miało wykazać bezsens takiego właśnie, obdartego z marzeń życia. Wyobraziłem sobie, że wstaję rano bez żadnych oczekiwań, bez żadnych planów. Wstaję i dostrzegam życie wokoło takie, jakim jest.



Marzenia swoimi odrealnionymi kolorami duszą codzienność. Zamiast cieszyć się tym, co mamy, zestawiamy to z marzeniami. A przecież nic nie jest w stanie wygrać z fantazją, tylko sama fantazja. Marzenia są więc naszą marchewką. Marchewką, której zazwyczaj nie chcemy nawet złapać, ma ciągle dyndać przed nami, powiędła i coraz mniej atrakcyjna.
Mniej atrakcyjna, bo coraz mniej radości gości w naszych sercach. Pożywka jaką dają fantazje to taka trochę piana, nie ma nic konkretnego. Konkretów zaś nie widzimy, bo patrzymy w przyszłość, patrzymy w marchewki na kiju.

I tak więzimy się w pozornych dobrach, które ograbiają nas z cieszenia się codziennymi drobiazgami:
  • nie mamy przyjaciół, bo żaden nie jest w stanie sprostać obrazowi z marzeń,
  • żyjemy jako single, bo idealna para z naszych fantazji stanowi niebezpieczne tło dla ludzkich ułomności,
  • nie cieszymy się pracą, bo ta z naszych marzeń zawsze jest inna,
  • nie cieszymy się naszym wiekiem, bo zawsze mamy być starsi lub młodsi
  • tęsknimy, cierpimy, czekamy, szukamy czegoś, czego nigdy nie było i nigdy nie będzie
Życie jest za krótkie na marzenia, jest za to wystarczająco długie i dobre na życie. Czego wszystkim życzę z okazji wiosny i budzącego się życia - które jest tak piękne pomimo, że nie zna żadnych marzeń

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.