Przejdź do głównej zawartości

BASE w Norwegii część 2

BASE w Nowegii część druga


Lysebotn to małe miasteczko, które tętni życiem w trakcie sezonu i kompletnie zamiera w okresie jesienno zimowym. Spowodowane jest to głównie tym, że dotrzeć można do niego promem lub jedną tylko drogą. Droga wiedzie przez szczyty, jest kręta, wąska i zbudowana jedynie na potrzeby obsługi punktów kontrolnych w sieci energetycznej. Nagromadzona w górskich jeziorach woda stanowi bowiem potencjał, który Norwegowie wykorzystują do wytwarzania energii elektrycznej. Lysebotn stanowi istotny element całej struktury sieci i większość zabudowań powstała z myślą o technikach budujących i serwisujących elektrownie wodne w okolicy.

Promy wpływają do portu w malowniczej scenerii niemal pionowych fiordów. Jedna z możliwych opcji dojazdu, to prom z Danii do Stavanger i potem promem bezpośrednio do Lysebotn. Biorąc pod uwagę ograniczenia prędkości i mizerny stan dróg w Norwegii (i paliwo w kosmicznych cenach) warto pomyśleć nad opcją promu.

widoki ze wspianaczki
Dojechałem późnym wieczorem i wyjeżdżając z tunelu zaraz zobaczyłem dziki kemping. Zmęczony byłem już na tyle, że tylko rozłożyłem prawy fotel pierdzipandy i udałem się w objęcia Morfeusza.

Rano zacząłem węszyć, bo gdzieś tam powinien być klub BASE. Pierwsza runda po miasteczku doprowadziła mnie do portu, zawróciłem więc celem zasięgnięcia języka. Zobaczyłem, że ktoś sobie szykuje spadochron do skoku. Zagaiłem i po paru słowach okazało się, że to dwóch sympatycznych skoczków z południa Polski przyjechało sobie poskakać.

Rejestracja nie stanowiła problemu. Progowe minimum 250 skoków spadochronowych mam, wpisowe zapłaciłem, sprzęt jest nowiutki i nie jest na velcro więc wszystko poszło dobrze. Spruli mi trochę kieszeń. Co prawda za skok się nie płaci, bo to przecież skała. Jednak miejsce lądowania jest otoczone wodą i pionowymi skałami. Jedyna droga powrotna wymaga więc łodzi. Klub Stavanger takie łodzie posiada i służy pomocą za 70 KR (około 10 Euro).
Droga powrotna to jednak mały pikuś. Dojście do punktów skoku to jest niezły trening. Trasa zaczyna się około 600 metrów n.p.m i trzeba wykonać ostry trekking do wysokości 1000 metrów. Odległość to kilka kilometrów. Tempo, które nadają miejscowi instruktorzy jest dość ostre. 2 godziny ciężkiej roboty. Nie za bardzo mi się to podobało nie tylko ze względu na zmęczenie ale też dlatego, że nawet nie było czasu podziwiać przepięknych widoków. Skok skokiem, ale to jest trasa turystyczna uważana za jedną z ciekawszych i piękniejszych. W niedzielę ruch na tym szlaku przypominał szczyt sezonu pod Giewontem.
tylko turyści podchodzą bez obaw,
skoczkowie byli ostrożni

Jako początkujący zapytałem, który exit jest dla mnie najlepszy i dostałem odpowiedź nr 6. To wyjście jest jednym z najbezpieczniejszych ze względu na kształt skały. Na wysokości otwarcia spadochronu skała jest nawet trochę wklęsła względem punktu skoku.

Każdy skoczek musi posiadać swoje radio, przy pomocy którego nawiązuje łączność z instruktorem w łodzi. Pozwala to uniknąć chaotycznych skoków i ryzyka kolizji. Radio oczywiście można zakupić w sklepiku klubu za około 130 KR. To bardzo dobre rozwiązanie. Zresztą całą organizację skoków przez klub ze Stavanger oceniam bardzo pozytywnie. Doświadczenie mają bardzo duże i myślę, że jeśli ktoś planuje robić kurs BASE to miejsce jest ku temu bardzo dobre.

Wspinaczka i zmęczenie skutecznie hamowały wszelkie emocje. Jednak gdy nabrałem oddechu i stanąłem po raz pierwszy blisko krawędzi naszły mnie różnego rodzaju wątpliwości. Kto pamięta Pankracego z telewizji? „tak sobie leżę i leżę, i przychodzą mi do głowy różne psie myśli” Tak sobie stałem i stałem, i wiedziałem, że długo to ja tak nie postoję. Co ja mogę wymyślać, jeśli nigdy nie skakałem ze skały? Co mogę wymyślać, jeśli wiem jakie są zagrożenia a nie wiem, co umiem?
Skoczyłem.

Myślę, że podobnie do pierwszego skoku z samolotu, czy też pierwszego poślizgu samochodem, w tych szczególnych sytuacjach mózg pracuje inaczej. Oczywiście wszystko dookoła zwalnia, jakby ktoś przeładował Matrixa. Zaczyna się też postrzegać samego siebie trochę z boku, myśląc o sobie w trzeciej osobie. Ta mobilizacja połączona z uświadomionymi i nieuświadomionymi obawami stanowi mieszankę wybuchową. Jest o tyle cenna, że nie można jej wytwarzać cały czas.
miejsce lądowania może i nie proste
ale rękaw na wypasie
Szybko się adaptujemy do nowych okoliczności i z czasem, ten eliksir wypala się. Wtedy poszukujemy czegoś nowego, co da nam znowu dziewicze emocje przekraczania barier.

Oczywiście satysfakcja z wykonania takiego skoku jest narkotyczna. To nie było to, o czym śniłem. We śnie byłem już pozbawiony ścisku dupy, walenia serca i widzenia tunelowego. Zrobiłem jednak krok, który dla mnie samego był czymś wielkim i potrzebnym dla zachowania wewnętrznej równowagi. Nie przeszkadza mi, że wokoło było kilkanaście a nieraz i kilkadziesiąt skoczków, dla których skakanie z tej skały przypominało zabawę nastolatków na basenie. Ze swoim statusem studenta, ze swoimi obawami i satysfakcjami jest mi dobrze. Nigdzie mi się nie spieszy. Nie potrafię sobie bowiem wyobrazić co jeszcze mógłbym robić aby znowu poczuć ten słodko cierpki smak emocji łamania barier.

Nie mam już dwudziestu lat i nie jadę bez trzymanki na swoim szczęściu karmicznym. Doświadczenia hamują tą prędkość, zachęcają do refleksji i przeżywania pewnych punktów zwrotnych z większym namaszczeniem. Nie muszę już w pośpiechu pożerać emocji, gdy mogę spokojnie odłożyć nóż i widelec aby nacieszyć się smakiem życiowego kąska.

Dość pierdzenia w trąbkę. Miałem sekretny plan życia trampa i spania w samochodzie. Kąpiel w jeziorze utwierdziła mnie, że jestem odporny termicznie, jedzenie miałem w bagażniku, więc wszystko było OK. Ale parę nocy na fotelu samochodowym, zmęczenie łażeniem po górach, emocje po skoku plus zepsute gniazdo zapalniczki w samochodzie przesądziło o zmianie planów.
prawdopodobnie najdroższa buła w Europie
Ulokowałem się w White House. Ruderze przypominającej schronisko PTTK z lat nieświetności tej organizacji. Trzeszczące schody, małe klitki upchane łóżkami, łazienka w innym budynku itp. itd. Ale ceny, ach ceny to jak Mariotta. Wydaje mi się, że do Norwegii powinny być wydawane inne karty kredytowe. Takie grubsze, tłustsze, bo wszystko tam jest w cenach z kosmosu.

Skoczek z Ameryki przeżywał jak mrówka ciążę, że hamburger z frytkami kosztuje ponad 30$. No faktycznie cena jest niekiepska. Klopsy z ziemniakami kosztowały podobnie. Koleżka zza baru stwierdził, że mają najbardziej ekscytujące menu w Europie. Potwierdzam. Trzeba jednak pamiętać, że oni tam zarabiają w pół roku na cały rok. W Norwegii wszystko jest drogie. Bardzo drogie.

Wyjazd bardzo ciekawy. Każdemu polecam Norwegię, widoki kompensują wysokie ceny. Tym, co planują BASE ze skał polecam Kjerag. Tym, co jeszcze nie zaczęli skakania, polecam Hiszpanię, gdzie kurs AFF i 250 skoków mogą zrobić w dwa miesiące. Podpowiem też, co trenować aby być względnie bezpiecznym podczas szkolenia. Nikogo jednak nie namawiam do BASE, bo tam się można zabić. Każdy jest kowalem swojego losu. Jeśli już ktoś chce, zapraszam. Specjalnie w tym celu, przygotowałem program doskonalący, który nazwałem kursem pro BASE. Jeśli nie wie, to nie zapraszam.


Komentarze

  1. O wow aż mi ciarki po plecach przeszły! szacun;)
    ale tego rodzaju emocje to nie dla mnie,spięcie tyłka nadal mam przy wyskakiwaniu z samolotu!
    za to widoki przepiękne;)

    OdpowiedzUsuń
  2. lubię czytac twój blog , wkur... mnie wasze forum pełne przemądrzalców , te pouczenia w związku z brakiem anonimowości i smarowanie ochów i achów dla WIELKICH nieomylnych :) świetna relacja i prawdziwy powrót do przeszłości

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz zupełna rację, blog czytuję do kawki i jak dłuższy czas nie ma nic nowego to jestem zły. Na forum nie piszę, bo jest tak jak napisałeś. Ale często tam zaglądam, bo mimo wszystko mogę dowiedzieć się konkretów i nie ma bezsensownych pyskówek.
      S.R.

      Usuń
    2. Dziękuję wam (nie wiem komu) za miłe słowo, odnośnie bloga. Jeśli chodzi o forum, to jest takie jak je tworzą osoby piszące posty. Ci, co tylko czytają mogą mieć pewne oczekiwania, niekoniecznie zbieżne z rzeczywistością.
      Najlepiej jest więc napełniać takie miejsca swoją treścią.

      Usuń
  3. Zajebioza! Iwan w kasku studenta - bezcenne :-)
    y.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ten niebieski kas może być do sprzedania ;) Następnym razem wezmę pewnie juz normalny kask (hełm) spadochronowy

      Usuń
    2. hehe no kask był dojebany :)
      a.s.

      Usuń
  4. Czesc Iwan. Zajebisty wypad. Wyglada bardzo dobrze. Zbyszek Ł.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam skok na base'owym sprzęcie. Przypadkowy.
    Ale chyba na razie nie przetestuję jego skalnych możliwości.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze napisane Iwan, pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi

motoryzacja: kasowanie inspekcji Vito 2 115

interesują nas dwa lewe przyciski M i 0 To będzie naprawdę krótka rada. Zmieniając olej w swoim Vito 115 z 2009 stanąłem przed problemem kasowania inspekcji olejowej. Tzn. wyzerowania licznika, który cyka do kolejnej zmiany oleju. Bardzo wygodna pomoc dla kierowcy. Nie muszę zaglądać pod maskę i patrzeć, co jest napisane na wiszącej na silniku tekturce. Mogę sobie jednym przyciskiem odczytać ile zostało kilometrów do wymiany oleju. Dodatkowo, jeśli już zbliża się czas wymiany komputer sygnałem dźwiękowym przypomina się. Tyle, że olej zmieniłem a komputer przy każdym włączeniu przypominał, że czas minął. Na forach internetowych, na zasadzie ctrl C, ctrl V są takie same rady. Włącz zapłon, naciśnij dwa razy przycisk z lewej strony M, wyłącz zapłon, naciśnij i trzymaj oraz włącz zapłon. Już mnie od tego palec bolał aż wreszcie znalazłem prawidłową kombinację dla mojego Vitka. Aby skasować inspekcję, czyli ustawić na kolejne 30 tysięcy km trzeba zrobić tak: 1.zapłon