Przejdź do głównej zawartości

spadochroniarstwo: RSL, LOR2, SkyHook

Czy można wykonywać skoki spadochronowe bez zrozumienia działania sprzętu spadochronowego? Niestety tak. Poziom wiedzy skoczków pozostawia wiele do życzenia

RSL

RSL czyli Reserve Static Line to bardzo proste rozwiązanie, które uratowało wiele spadochronowych duszyczek.
Tasiemka podłączona karabinkiem do taśmy nośnej głównego spadochronu i do zawleczki zapasowego. Czasza główna, jeśli nie napełni się prawidłowo to i tak, przy swojej powierzchni wystawionej na działanie wiatru relatywnego stanowi olbrzymi opór. Może więc być statkiem wynoszącym dla zawleczki od zapasu lub nawet dla samego zapasu.
Mniej więcej 0,3 – 0,4 sekundy po uwolnieniu czaszy głównej następuje inicjacja procesu otwierania spadochronu zapasowego.

RSL miał już swoich prekursorów technicznych w zestawach spadochronowych plecy-piersi (może lepiej brzuch bo zaraz się skoczkowie płci męskiej rozkojarzą) Był to tzw Stevens czyli linka łącząca taśmę nośną od głównego z uchwytem od zapasu. W systemach plecy-plecy tasiemka może być krótsza i nie wymaga żadnej obsługi.
Dawniej automaty spadochronowe nie były tak popularne  i zdarzały się dość często wypadki typu NOP – no opening. Skoczek albo nic nie robił i na sposób zderzenia niesprężystego przekazywał energię kinetyczną Ziemi (która ani drgnęła od tej tragedii) albo po stwierdzeniu awarii decydował się na zbyt niskie podjęcie procedury awaryjnej (efekt taki sam jak wyżej) albo tylko odczepiał czaszę i dalej nic nie robił.

To ostatnie skłaniało do myślenia. O ile pierwsze dwa przypadki można wytłumaczyć słabszym kojarzeniem, może problemami natury decyzyjnej może zwykłego szoku, to w ostatnim z przypadków widać było reagowanie. Tylko dlaczego po zdiagnozowaniu awarii kończyło się na odczepieniu czaszy głównej? Jedną z odpowiedzi były emocje. Skoczkowi trudno się rozstać ze swoją czaszą główną jeśli jest już napełniona. Awaria nie pozwala na bezpieczne wylądowanie ale nad głową wygląda prawie OK, pojawia się lęk, że ten drugi spadochron to już ostatni.

Jeśli nie zostało wyrobione zaufanie w zapas jako spadochron awaryjny a nie DRUGI spadochron to faktycznie w głowie młodego skoczka robią się kiełbie.
Tak więc skoczek jest miotany niepewnościami a czas ucieka, szkolenie daje o sobie znać i on wie, że MUSI zareagować. Ale jest mu trudno bo co to będzie jak drugi spadochron się nie napełni. Wreszcie zbiera się w sobie i odczepia niesprawną czaszę. Tu następuje ulga bo podjął decyzję, podjął akcję. Brak w szkoleniu, dokładnie brak odruchu owocuje jednak tragedią.
RSL był w tym przypadku rozwiązaniem idealnym. Prosty, tani, szybki, trwały, niezawodny no po prostu piękny jak ten motyl na wiosnę.
Automaty trochę przyćmiły tą sławę. Pojawiły się w obrzydliwej statystyce przypadki gdy RSL zaszkodził – tu chodzi o splątania na czaszach. Zbyt szybkie uruchomienie zapasu powoduje bowiem dalsze splątanie ale już niestety ostateczne.
Marketingowcy od AAD mieli też większe zaangażowanie w promocję swoich elektronicznych cacuszek. Wiadomo, że więcej energii zostanie włożone w sprzedaż urządzenia za około 1000 Euro przy kosztach produkcji kilkudziesięciu no może setki eurosków.

Wiadomo było, że RSL ma słabe strony:
  • przy pęknięciu taśmy nośnej, tej z mocowaniem RSL - otwierał zapas w czaszę główną,
  • przy splątaniach nie dawał szans na oddalenie się od kotłowaniny,
  • przy równej długości kabli od zamków pierwsza mogła odłączyć się taśma z mocowaniem RSL i znowu zapas idzie w główny,
  • przy otwartych dwóch czaszach (jeśli zapas aktywował AAD) istnieje niewielkie zagrożenie przytrzymania taśmy nośnej głównego spadochronu po jego odczepieniu. Zawleczka od zapasu może znaleźć się pomiędzy trzema kółkami.


LOR2
Francuzi nawet gdyby chcieli to nie było ich stać na patent amerykański, wymyślili więc swój – LOR2. Bardzo sprytna kontynuacja pomysłu i chyba najlepsza jeśli chodzi o prostotę i funkcjonalność. Nie jedna tasiemka to jednej taśmy nośnej ale dwie tasiemki do dwóch taśm nośnych. Czyli nawet jeśli jedna taśma pęknie to i tak trzeba odczepić drugą aby ten system zadziałał. Nie rozwiązywało to oczywiście problemu splątań ale tego problemu nie rozwiąże żaden system NATYCHMIASTOWEGO otwierania zapasu.
LOR2 został opatentowany więc teraz Amerykanie nie mogli sobie go skopiować.

Są jednak kraje, gdzie aż tak bardzo się tym nie przejmują. Czesi bez żadnych ceregieli zaczęli sobie montować lepszą wersję – kopię LOR2. Niby inaczej bo nie tasiemka tylko biała linka i mocowana do drugiego kółka a nie do taśmy nośnej. Reszta tak samo.
Wszystkie te pomysły były do siebie bardzo podobne. Czasza główna wyrywała jedną lub dwie zawleczki i resztę musiał zrobić pilocik sprężynowy od zapasu.
Rynek się nieco ustabilizował, skoczkowie zaczęli dawać się ponosić wiatrom mody. Więc przyszedł czas na drugie uderzenie - systemy przyspieszające otwarcie zapasu. Tu prym na rynku wiedzie RSL SkyHook, opatentowany przez wynalazcę trój kółkowych zamków odczepiających czaszę główną Bill Booth. SkyHook nie jest jedynym na rynku, są jeszcze MARD, czy RAX. Choć budowa ich różni się między sobą zasada jest prosta – podczepić do oddalającej się czaszy freebag od zapasu. Czyli zastąpić w pierwszej fazie otwierania pilocik sprężynowy pewniejszą, bo już umieszczoną nad głową czaszą główną.

Oto jak zbudowany jest SkyHook. Metalowy element w kształcie przypominającym bardziej nóż do cięcia pasów bezpieczeństwa niż hak naszyty jest na szeroką taśmę łączącą paczkę i pilocik sprężynowy.
Jeśli skoczek lub AAD uruchamia zapas wtedy pilocik sprężynowy zsuwa z końcówki skyhooka tasiemkę RSL i uruchamia normalnie zapas,
Jeśli skoczek robi fuck you – rescue, wtedy: 
  • czasza główna wyciąga tasiemkę RSL, która po pierwsze rozłącza drugi zamek (bowden składa się z dwóch części a pomiędzy nimi, na cięgnie zamka jest pętelka tasiemki RSL. Genialne i proste za razem. 
  • Po drugie tasiemka RSL wyrywa zawleczkę i otwiera pokrowiec. Po trzecie ciągnie za skyhooka i wyciąga paczkę.
  • Efektem pracy układu jest powiewająca czasza główna, dyndający na niej freebag z pilocikem i skrócony o kilkadziesiąt metrów proces napełniania zapasu.


skyhook
Gra jest warta świeczki, szczególnie jeśli procedura awaryjna została podjęta poniżej ogólnie przyjętej bezpiecznej wysokości.

Czy są jakieś dodatkowe minusy?
Praca układu jest prawidłowa i faktycznie skraca dystans napełniania się spadochronu zapasowego. Jednak można się przyczepić do czegoś, jedno (co kosztowało już parę duszyczek) to komplikacja w trakcie układania i szczególna uwaga mechaników spadochronowych.
Drugie to zachowanie się RSL Skyhook w przypadku małych spadochronów i awarii linetwist. W tym przypadku skręcenie i obroty mogą zostać przeniesione na freebag. Czyli po linetwist mamy kolejny linetwist. Tym razem na zapasie.

Przez ponad 100 lat systemy spadochronowe ulegały uproszczeniu. Teraz mamy przejawy nowych ruchów na rynku. Dodaje się nowe elementy. Osobiście dla mnie jest to ryzykowne. Najgorsze, że testuje się to na klientach. Jako instruktor po prostu unikam nowinek, do czasu jak użytkownicy tego nie zweryfikują. To tak jak informatycy unikali nowych wersji Windows do momentu aż wyjdzie pierwszy patch up.
Kolejna ważna sprawa to fakt, iż spadochrony zapasowe i ich pokrowce przechodzą testy ETSO lub TSO a RSL takich testów nie przechodzi, podobnie jak i automaty.

Dla kogo i kiedy RSL? W moim odczuciu te systemy są dedykowane dla studentów i do tandemów. Z dwóch różnych przyczyn. Dla studentów – bo ci potrafią odwalić najbardziej nieprzewidywalne numery i lepiej zabezpieczyć ich na wszelkie sposoby. Dla tandemów, bo w sytuacjach awaryjnych po prostu trudniej jest obsługiwać system, ze względu na wieżgającego pasażera i RSL staje się bardzo wygodny.

Ten tekst w żaden sposób nie jest fragmentem przygotowywanego podręcznika, to jedynie zagadnienie, które w bardziej suchy sposób będzie opisane aby rozumieć co się ma na plecach. Głupota i brak wyobraźni zabija. Żaden sprzęt, niezależnie od tego jak zaawansowany technicznie nie jest w stanie wygrać z ignorancją użytkownika. Co innego więc uczyć się podstaw, co innego zastanawiać nad detalami, składając je w całość w swojej wyobraźni.



iwan

Ciekawi Cię ta tematyka? Chcesz poczytać więcej? Odwiedź dział wsparcia skoczka na skokiwhiszpanii.pl już teraz


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak działa lodówka turystyczna

Już kiedy mieliśmy z Ulą naszą przyczepę kempingową męczyło mnie jak, do diaska, działa lodówka zasilana gazem. W tych sprytnych urządzeniach możemy sobie wybierać, czy chcemy zasilać je prądem stałym o napięciu 12 V, zmiennym 230 albo gazem.  Przy przełączeniu na gaz trzeba było zapalić płomyk, który w mały okienku wewnątrz lodówki stanowił dobry znak początku schładzania.

Gotowanie: Placki ziemniaczane i indukcja magnetyczna

Smażenie placków ziemniaczanych, można śmiało stwierdzić, spotyka się ze społecznym potępieniem. Ze względu na tłuszcz no i na same ziemniaki, od których nazwa placka się wywodzi. Faktycznie nawet używanie dobrej patelni nie pomaga, bo chłoną one to na czym są smażone jak gąbka. Wziąwszy do ręki takiego placka (już lekko ostudzonego) można z niego z pół kieliszka łoju wycisnąć. Zbyszko z Bogdańca prawdopodobnie wycisnął by cały kieliszek co i tak nie byłoby w stanie dorównać wynikom Chucka Norrisa w tej materii. Po co jest tłuszcz? Tłuszcz w potrawie jest nośnikiem zapachu i niektórych smaków. To w nim rozpuszczone są estry, które nadają potrawom unikalny smak. Podczas obróbki termicznej przenoszą ciepło z powierzchni patelni, są takim wymiennikiem ciepła. Smażenie placka jest więc dużo szybsze niż gdybyśmy chcieli zrobić go na sucho. Zresztą dlatego tak popularne jest smażenie na głębokim tłuszczu. Można szybko przygotować potrawę. Smażenie na głębokim tłuszczu, choć brzmi

O Smoleńsku pisze doświadczony pilot - warto przeczytać

Przeczytałem na FB a nie chciałbym, aby ten wartościowy tekst autorstwa Pana Jerzego Grzędzielskiego gdzieś zaginął Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić, o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić. Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową. W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej, po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź. Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby najlepiej co robić.